Nie rozumiem i nie ogarniam zjawiska.
Od jakiegoś czasu, książki London - dotychczas znośne i akceptowalne - z pozycji na pozycję co raz bardziej szorują po dnie, a cykl "A Royal Wedding" puka w to dno od spodu. Wystarczyło słowo "Alucja" w pierwszym zdaniu, by ścierpła mi skóra.
Nie wiem, na ile jest to kwestia tłumaczenia a na ile marnizny tekstu bazowego, lecz Jak zostać księżniczką to kolejny raz literackie śmiecie zgarnięte byle jak, na kształt i pozór, hmm... czegoś, szumnie nazwanego książką.
Różnica polega na tym, że kolejne części, z tomu na tom mają w sobie coś takiego, że porzucam je co raz wcześniej. Tym razem, prozy London w jej obecnej postaci miałam powyżej uszu ca. już w połowie pierwszego rozdziału.