Lubię czytać debiuty. To szansa na poznanie kogoś nowego w świecie pisarskim. Nie wszystkie debiuty są udane, zazwyczaj są jakieś niedostatki.
"Jeden taniec" to opowieść o stracie, o szukaniu siebie, o rodzinie i przyjaźni. O tym jak nisko trzeba upaść by stanąć na nogi, by docenić przyjaźń i na nowo odnaleźć miłość. O tym, że marzenia się spełniają jeśli bardzo tego chcemy i mocno w to wierzymy. Zależnie od tego jak mogą potoczyć się nasze losy, to możemy być szczęśliwi, wystarczy mocno tego pragnąć i mieć przy sobie odpowiedni osoby.
Katie, dziewczyna dla której taniec jest wszystkim i nie potrafi bez niego żyć, jest szczęśliwa. Ma wiele marzeń i wiele chce osiągnąć. Przychodzi jednak moment, gdzie traci ukochaną osobę. I czas, w którym musi uwierzyć, że nadal może osiągnąć co chce. Może być otoczona ludźmi, którzy ją kochają i nie zostawią w potrzebie. Tylko czy ona tego chce?
Czy człowiek może się podnieść po tak wielkiej tragedii?
Czy wsparcie bliskich osób wystarczy?
Czy ten co wysłucha jest na pewno szczery i nie skrzywdzi?
A co z tymi, którzy są obok i cierpią również?
Wszystko dobrze się czytało, jednak zabrakło mi bardziej rozwiniętego wątku dotyczącego tego jak nisko upadła Katie. Była o tym krótka wzmianka. Za długo też trwało rozwinięcie wydarzeń początkowych. Choć książka jest cienka i szybko się ją czyta, te braki są odczuwa...