Pięknie miało być, mówili. Surrealistycznie. Science fiction o dewiantach, głosili.
Miał być erotický horror i pornografická sociální kritika, a było zdziwienie niesmaczne i pytanie „po co”?
Do delikatesów się nie zaliczam. Dużo zdzierżyć mogę – i surrealistycznie, pornograficko i horrorowato. O sxie nawet zdarzy mi się poczytać. „Wczoraj” zmarłego chilijskiego piewcy surrealizmu Emara mam na koncie, przez celę po sufit wypełnioną meblami z kup, za przeproszeniem, co to ją w „Planie Naprawy Ukrainy” Łeś Bełej drobiazgowo opisywał – przebrnąłem. Uwiodły mnie bezrogie odloty Petra Stančíka, Goethe w Karlowych Warach i policjantki nimfomanki też. A Lentilka (choć lubię) pana Petra Měrki zupełnie i absolutnie nie. Nie.
I to też nie jest tak, że w opowiadaniach Měrki myśl się jakaś zacna nie kryje – a to czai się za osbceną i łypie okiem perwersyjnym krytyka konsumpcjonizmu, szaleńczej pogoni za kasą, furą i białymi kozaczkami. Że bida aż piszczy, a los młodych artystów niepewny i że polityka to bagno, o tym to kilka osób wiedzieć mogło.
Tyle że – moim bardzo nieliczącym się zdaniem – epatowanie pornograficką kritiką, ejakulacjami i defekacjami, nieustającym ocieraniem, wkładaniem i wyjmowaniem, strzelaniem i ostrzeliwaniem wbrew woli i na brew, odcinaniem, zakrwawianiem i zażynaniem… to nie wszystko. Można raz zmielić ludzkie mięso na karmę dla psów, raz opisać jakiś kazirodczy záležitost (romansik), pożartować sobie rubasznie haha ze ...