Arrendale zginął wraz z żoną a tytuł przeszedł na młodszego z linii... Spłoszyłam się. Czyżby Richard z poprzedniej części...?!? Nie, nie on. Kamień z serca... Swoją drogą, sporo jest w "Kłopotach..." odniesień do "Przyzwoitki". Bo i córka zaginionego Wolfa (Co z nim?!?), i starzy wrogowie rodziny, pojawia się też sama Ellen Tatham. Teoretycznie więc, jest sporo smaczków, ale... No właśnie.
Jeśli właściciel nieruchomości i dziedzic tytułu nie jest w stanie jednym zdaniem pozbyć się z domu (nie)pożądanej lokatorki i jej podopiecznych, to on jest raczej szynka wołowa niż hrabia, nieprawdaż? Oczywista, można przyjąć, że ma skrupuły i sumienie gryzie go w pięty. Ale na rozum - nie widzę w tym sensu.
Bolała mnie ta książka i krwawiły od niej oczy. Wiedziona odruchem, chciałam oblać ją Rundapem, żeby wytrawić chwasty HCP, ale straciłabym przy tym czytnik, którego mi szkoda. Sam romans jest dość nijaki, więc po oblaniu czymkolwiek może wyłącznie zyskać na kolorycie. Czytało się znośnie i może się podobać i nic pond to. Nie absorbuje nadmiernie pamięci i szybko z niej znika. Przeciętniak, bez żadnych cech szczególnych, który nie wyróżnia się z tłumu. Nie porywa, ale zły też nie jest.