„Kochanka pana Bronte” to w moim odczuciu bardzo smutna historia kobiety, która marzyła o szczęściu. Los jednak chciał inaczej. Jest to opowieść o zakazanym uczuciu, które wpłynęło na rodzinę Bronte.
Lydia Robinson straciła córeczkę, która dawała jej wiele radości oraz matkę. Jej pozostałe dzieci to buntownicy, a mąż nie zwraca na nią uwagi. Lydia wręcz pcha mu się do łóżka i prosi o to, by w jej małżeństwie było tak jak wtedy gdy się poznali. A na dodatek jej teściowa krytykują ją za wszystko. I dlaczego historia ją potępia?
Lydia Robinson to przykład kobiety, którą dzisiaj można spotkać każdego dnia. Jednak to co nas odróżnia, to fakt że żyjemy w innej epoce. Lydia żyła w IXX wieku, kiedy to kobiety miały niewiele do powiedzenia. Miały rodzić dzieci, chodzić w gorsetach i wyglądać pięknie. Nie każda jednak dobrze z tym się czuła. I tak właśnie było z nasza bohaterką, która zaznała odrobinę szczęścia w momencie gdy do Throp Green Hill przybywa młody, przystojny guwerner jej syna, Branwell Bronte, brat Charlotty i Emily. Różnica wieku nie zatrzymała dwójki spragnionych uczucia ludzi.
Książka zdecydowanie należy do tych co czyta się bardzo szybko. Nie jest gruba, napisana jest lekkim a zarazem pięknym językiem oraz zawiera ciekawą choć skandaliczną historię. Na pewno skradnie ona serca tym, którzy lubią czytać powieści sióstr Bronte. Oprócz romansu znajdziemy tutaj obraz minionej epoki. Opis społeczeństwa, tego jak traktowano kobiety.
Na uwagę zasługuje również wydanie tej powieści. Posiada ona piękne złocenia, które przykuwają wzrok.
Jeśli lubicie książki opisujące los ludzi, którzy naprawdę żyli oraz książki, które przybliżają obraz minionej epoki to bardzo polecam „Kochankę pana Bronte”.