Wychodzi na to, że tytuły z Japonii, które są w kręgu zainteresowania nie pojawiły się na polskiej scenie komiksowej. Jest to problematyczne - poczytałbym w oryginalnym języku, lecz nie znam się na azjatyckiej gramatyce, a siedzenie ze słownikiem po nocach uważam za chybiony pomysł. Szukam angielskich przekładów, żebym nie musiał męczyć się z obcym językiem, którego nauka zajęłaby trochę czasu.
Ponownie zabieram się za kontrowersyjny temat. Ostatnio przekraczam tabu w toksycznych ilościach. Choć, bądźmy szczerzy - nigdy nie unikałem trudnych tematów, dlatego jestem za niecodziennymi opowiadaniami. ,,Koi Kaze'' zaczyna się wyjątkowo spokojnie. Bo mamy do czynienia z mężczyzną, który pracuje w dziale matrymonialnym, dopiero co rzuciła go dziewczyna, a za moment przekona się, że ma siostrzyczkę, z którą, co zabawne, spotyka przypadkowo w transporcie miejskim. I nie byłoby to nic odkrywczego, gdyby relacja pomiędzy bratem i siostrą nie przechodziła w status dziwacznego flirtu, jak stają się sobie bliscy, ale w sposób wykraczający poza tradycyjne, rodzinne więzy. Pomysł wydawał się chybiony, bo mamy mężczyznę po dwudziestce i młodą dziewczynę - jeszcze nastolatkę przed pierwszą miłością, która nie zna własnego ciała, kiedy zaczyna miesiączkować i dojrzewać do bycia kobietą. Nie powiem, że zostałem zszokowany, bo mało co potrafi wybić z rytmu, ale jest coś niepokojącego w tego rodzaju relacjach, kiedy rodzeństwo przesadnie opiekuje się innymi. To poczucie wstydu, że m...