Chicago, rok 1954. Atticus Turner wraz z wujem i przyjaciółką z dzieciństwa wyrusza do Nowej Anglii w poszukiwaniu zaginionego ojca. Na miejscu poznaje tajemniczego Caleba Braithwhite’a. Szybko się okazuje, że mężczyzna od początku planował wplątać Atticusa oraz jego bliskich w swoje niecne plany.
„Kraina Lovecrafta” to zbiór opowiadań, których wspólnym mianownikiem są postacie tam występujące oraz rasizm lat 50. w Stanach Zjednoczonych. I przyznam, że tutaj się trochę zdziwiłam, bo oczekiwałam jednej wielkiej opowieści Atticusa. Czy w związku z tym taka forma książki okazała się lepsza? Według mnie nie specjalnie. Przede wszystkim opowiadania pod względem fabuły nie były na równi ciekawe. Część z nich po prostu się dłużyła jak chociażby historia Hippolity, ciotki Atticusa. Oczekiwałam również, że bohaterowie będą walczyć z większą ilością potworów fantasy. Tych natomiast było tylko, kiedy miał pojawić się Braithwhite, czyli praktycznie pod koniec opowiadania.
Bardzo spodobał mi się styl autora. Jest on dość prosty, dzięki czemu książkę mimo wszystko czytało się dość szybko (zwłaszcza przy pierwszych trzech opowiadaniach). A w tym wszystkim idealnie zostały wplątane problemy mniejszości afroamerykańskiej w latach 50. Szkoda więc, że przy takim potencjale ostatecznie opowiadania miały tendencję spadkową co do jakości w fabuły.
Książka okazała się średnia. A szkoda, bo sam pomysł połączenia lat 50. Ameryki oraz twórczości Lovecrafta była co najmniej obiecująca. Dlatego też moja ocena to 5/10. Przez HBO został stworzony na podstawie książki serial. Jednak z wielu komentarzy na jego temat oraz ogólnych informacji na temat postaci zauważyła, że twórcy odeszli bardziej od opowiadań. Aczkolwiek w przyszłości prawdopodobnie go obejrzę.