Historia opowiada o pewnym panu doktorze, psychiatrze, który zapragnął się dowiedzieć z autopsji, jak to jest być wariatem. Sam zainteresowany jest narratorem, czyli można powiedzieć, że wszystkiego dowiadujemy się z tak zwanej "pierwszej ręki".
To, czego się dowiadujemy, niestety różowe nie jest, a wręcz odwrotnie. Już słynna książka pt. "Lot nad kukułczym gniazdem" pokazała, że takie eksperymenty, jakkolwiek ciekawe, bywają też bardzo niebezpieczne. Książka pana Głębskiego, niestety potwierdza tę tezę.
Znamienne jest to, że owo niebezpieczeństwo grozi przeprowadzającemu eksperyment na sobie, praktycznie z każdej strony. Od strony innych pacjentów, którzy jakby czują, że on tylko udaje, że zupełnie do nich nie należy, ale również, ze strony, jeszcze niedawnych kolegów po fachu, którzy z pełną troską, zdolni są uznać każdego za chorego.
Książka jest tak napisana, że właściwie na końcu, zupełnie nie wiadomo, co jest przyczyną, co skutkiem owego eksperymentu, co jest prawdą, a co wytworem chorego umysłu. W ogóle trudno dociec, co właściwie się stało...
Ale czytałam z wielkim zaciekawieniem, mimo że ostatni rozdział to prawdziwe "rojenia wariata".