Nie ukrywam, że opis niezmiernie mnie zachęcił i miałam duże oczekiwania względem tej powieści. Początek dawał nadzieję, że będzie ciekawie - Amanda przypadkiem odkrywa, że ma się odbyć dziwny kurs, opieki nad duszami - nic z tego nie rozumie, ale postanawia ustalić, o co chodzi. Potem zmienia się narracja i naszą przewodniczką po opowieści staje się Sara Jeleniewska, wiedźma która ma ów kurs prowadzić. Dowiadujemy się, niejako pobocznie, że była w Zaświatach, że ma wielką moc i niezwykły dar, że do prowadzenia kursu skłoniła ją jej mentorka, która powoli odchodzi... Nadal mogło być dobrze. Ale w moim odczuciu nie jest. Nie będę się czepiać, że Sara z niegdysiejszego stylu gotki przestawiła się na różową landrynkę, każdemu wolno, ale już irytuje mnie, kiedy bohaterka mając rozmaite sprawy do załatwienia, wyjaśnienia itepe za najważniejszy problem uważa, że nie może wyjść nieumalowana. Pojawia się jakiś niezwykle interesujący mężczyzna - okazuje się, że półdemon, potem rektor uczelni na której kurs się odbywa również okazuje się być interesującym mężczyzną, choć podejrzanie długowiecznym - a nasza bohaterka zamiast zdobywać jakąś wiedzę, wyłącza się, kiedy coś jej opowiadają, bo ją to nudzi. A potem jest zdziwiona, że nie wie, o co chodzi. Obaj panowie toczą między sobą dziwną przepychankę o względy Sary, ona sama nie wie, który bardziej ją interesuje - jakieś to infantylne. Kiedy coś się zaczyna faktycznie dziać, to nagle okazuje się, że jakąkolwiek wiedzę na ten temat m...