Zabawne wydaje mi się, że po powieść sięgnąłem, leżąc w szpitalu, który dawno, dawno temu nazywał się Brandenburskim Szpitalem dla Psychicznie Chorych.
Niewielkie miasteczko, lata – zapewne – sześćdziesiąte. Jednostka wojskowa złożona z Brytyjczyków, Hindusów i Pakistańczyków przygotowuje supertajną operację „Apollo”. W związku z tym do jednostki skierowany zostaje kompletnie nieudolny kapitan wywiadu Leonard.
„Tylko przez pójście z kimś do łóżka, można osiągnąć ów moment konwersacyjnej intymności, stanowiący niezbędne preludium do namówienia tego kogoś na pójście do łóżka”.
Leonard to nie jedyna dziwaczna osobistość na kartach powieści i… w okolicy. W pobliskim domu wariatów działa doktor Best, przekonany, że większość jego pacjentów, na przykład alkoholik, kapitan Max Hunter albo Catherine Casement, skrywają skłonności homoseksualne, lady Hazell sypiająca z prawie wszystkimi oficerami i to kilkoma w ciągu jednej nocy, wielebny Ayscue, Moti Naidu… Churchill kopuluje z Lisą Hazell, ale zakochuje się w Catherine, Hunter wraca do picia w związku z chorobą kochanka, Leonard tworzy coraz to nowe pułapki na szpiega. Do momentu, w którym w miasteczku działać zaczyna Liga Walki ze Śmiercią, byłaby to zwyczajna powieść społeczna o zabarwieniu prześmiewczo-cynicznym, ale to zdarzenie przekształca ją w groteskę, podobną momentami do „Paragrafu 22”.