W obieg weszły złote monety wykute w XVI/XVII wieku. Stanowią część zagionionego skarbu piratów, który spoczął na dnie Morza Karaibskiego. Ktoś je odnalazł i postanowił zniszczyć rynek dla swoich korzyści. Wszystkie ślady prowadzą do Nowego Jorku. Bond zostaje wybrany do rozwiązania tego procederu. Aby tak się stało będzie zmuszony do współpracy z CSI, a ich teatr działań zostaje wzbogacony o trzecią siłę - Smiersz.
Druga część przygód agenta Jej Królewskiej Mości przebiega bardzo podobnym schematem jak Casino Royale. Fabuła jest płynna, przemyślana. Fleming nie raczy nas nagłymi i niespodziewanymi zwrotami akcji. Stawia na prostotę, akcję i magnetyzm Bonda. Ten prosty zabieg znowu zdaje egzamin. Książkę chce się czytać, fabuła wyrywa się by ją poznać - pomimo prostolinijności.
Dodatkowym atutem „kolejnego Bonda” jest Felix Leiter. Bohater jest świetnym uzupełnieniem osobowości Bonda. Są jak yin yang. Sceny z ich udziałem, dynamika relacji stanowi o sile książki, dzięki czemu jej odbiór jest lepszy w stosunku do wspomnianego już Casino Royale.
Ian Fleming apgrejdował swój styl. Na wierzch wychodzi obraźliwe, w obecnych czasach, określanie osób czarnoskórych. Spooooro tego było (w porównaniu do poprzedniej części)… Jest tu również widoczne przedmiotowe traktowanie kobiet przez Bonda. Pamiętajmy, że książka została napisana w połowie ubiegłego wieku - to było powszechne. Nie każdemu może to pasow...