"Świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają. Każdy tam aktor niejedną gra rolę" - William Shakespeare
Trochę mnie ta książka rozczarowała, a nie nastawiałam się na nic specjalnego, ponieważ autor był mi zupełnie nieznany, nawet "ze słyszenia". Książka wpadła mi w ręce przypadkiem i szczerze mówiąc, nawet nie wiem, skąd wzięła się na mojej półce.
A zaczyna się całkiem obiecująco. Oto z paki ciężarówki zostaje wyrzucona młoda dziewczyna. Niesamowicie piękna szesnastoletnia Maria Wazarzaski. Maria z pochodzenia wydaje się być Polką, chociaż kiedy ją poznajemy, podróżuje po Stanach, pracując tu i ówdzie. No i to nazwisko, niby polskie? Ale sama musiałam sobie je kilka razy powtórzyć na głos, zanim udało mi się je poprawnie wymówić.
Poznajemy jeszcze Caroline, o jak napisano na tyle okładki "skomplikowanym życiu uczuciowym", oraz Marcusa Marcusa, próżnego, narcystycznego furiata, który jest charyzmatycznym prezenterem telewizyjnym. Drogi tych trzech osób w pewnym momencie przecinają się i tutaj liczyłam na jakieś bum, może nie największe w dziejach, ale jakieś dość głośne i widoczne. A dostałam, właściwie nie wiem co. Powietrze, które zeszło z nadmuchanego balonika z mysim piskiem.
Owszem, to nie jest zła książka, jest nawet kilka ciekawych myśli do wynotowania czy zapamiętania, jak na przykład taka
"Człowiek udaje głupca, żeby podobać się głupcom: potem niepostrzeżenie staje się głupcem"
Ale to ...