Książka o sprzątaniu, która wzbudziła we mnie prawdziwą burzę emocji. Bo przecież miejscami to rasowy thriller: gdy dowiadujemy się, że bohaterka w wieku pięciu lat pasjonuje się już porządkami, a w szkole podstawowej namiętnie czyta prasę o prowadzeniu gospodarstwa domowego i w czasie przerw, zamiast się bawić, sprząta klasę (na ochotnika, nie za karę), zaczynamy się niepokoić. Gdy w gimnazjum dziewczę podejmuje poważne studia nad sprzątaniem, w liceum poświęca porządkom cały czas poza szkołą (przeznaczając poszczególne dni na określone pomieszczenia), przeżywa liczne iluminacje związane z utrzymaniem ładu, w książce o usuwaniu rzeczy zaczytuje się tak, ze zapomina wysiąść z pociągu, a jej ulubionym zajęciem jest zakradanie się do szaf domowników i wyrzucanie im cichcem rzeczy, czego się potem bezczelnie wypiera, to lodowate dreszcze przechodzą nam po plecach. Lecz kiedy już myślimy, że następnym etapem będzie założenie czarnego stroju ochronnego i maski przeciwpyłowej, po czym bohaterka z zakrzywionym hakiem w ręku wyruszy nocą sprzątać nie bałagan, ale samych bałaganiarzy (po uprzednim wysłaniu im anonimowych listów typu WIEM, GDZIE NAŚMIECIŁEŚ POPRZEDNIEGO LATA!) - następuje zwrot akcji, okazuje się, że skończyło się tylko na założeniu firmy ds. sprzątania, a my oddychamy z ulgą i ocieramy z czoła kroplisty pot ściereczką z mikrofibry.
Mamy też fragmenty wstrząsająco liryczne. Jeśli nie uronisz, czytelniku lub czytelniczko, rzęsistej łzy nad losem uciśnionych w szufladzie skarpetek, to chyba masz serce z kamienia. Z drugiej strony, autorka beztrosko opowiada o wyrywaniu kartek z ulubionych (!) książek, a przecież, jeśli przedmioty mają dusze, to nie różni się to wiele od wyrywania skrzydełek muchom. Brrr.
W każdym razie ideą przewodnią jest wyrzucenie z domu wszystkich przedmiotów, które nie wzbudzają w posiadaczu dreszczu radości, gdy trzyma się je w ręku. Mam z tym pewien problem, bo z łatwością potrafię wymienić całą serię dość użytecznych przedmiotów, w stosunku do których trudno wzbudzić w sobie porywy uczucia. Kto przeżywa wybuch entuzjazmu dotykając szczotki do czyszczenia kibla, plastrów na odciski, tabletek na zgagę? Czy kocia kuweta, gąbka do naczyń lub pasta do butów wzbudzają w nas szczęście? Bo jak nie, to do wora i na śmietnik!
No dobra, to może teraz trochę na serio. Idea, że zanim się zacznie sprzątać, warto wywalić nadmiar rzeczy, jest słuszna, ale mało oryginalna, i nie ma wokół czego robić tyle rabanu. Książka może zainspirować do porządków - i dobrze - ale jakoś nie powala.