Gdy słyszymy słowo "mama" na myśl nachodzą nam same dobre i pozytywne określenia, może nawet wspomnienia związane z osobą mamy. Jedynej, niezastąpionej, która zawsze pomoże i wesprze, która otoczy nas ciepłym ramieniem i sprawi, że wszystko co złe odejdzie w zapomnienie, rozpłynie się niczym zły sen. "Mama" daje bezpieczeństwo, gwarancje, że wszystko będzie dobrze. To osoba, której należy bezgranicznie ufać.
Ale co jeśli mama zamiast chronić, krzywdzi? Zamiast troszczyć się, rani? Co jeśli zamiast zapewniać dziecku poczucie bezpieczeństwa, obraca jego życie w koszmar?
Taka sytuacja jest dość trudna do wyobrażenia, matka z natury powinna opiekować się własnym dzieckiem, traktować je jak największy skarb. Jednak nie zawsze tak jest. Istnieją domy, gdzie dobro i bezpieczeństwo dzieci schodzi na dalszy plan, gdzie to rodzic jest najważniejszy i to on wyznacza prawo, niekiedy z krzywdą dla dziecka.
W takim właśnie domu wychowywała się Julie, główna bohatera, a zarazem autorka książki "Mama kazała mi chorować". Jest to wstrząsające świadectwo małej dziewczynki, która bezgranicznie wierzyła własnej, chorej psychicznie matce, wierzyła w jej kłamstwa i obietnice, że ten koszmar, który przeżywała każdego dnia, w końcu się skończy.
Julie była chora, wyglądała na chorą i była chora, przynajmniej tak z namaszczeniem wmawiała jej matka, która co raz jeździła z córką do najróżniejszych lekarzy, wykupywała recepty, przestrzegała przypisywanej jej diety, bo mała miała alergie żywieniową, chodziła z nią na różnego rodzaju zabiegi medyczne, nawet wymuszała na lekarzach opinie poważnie chorej. Wszystko to z pewnością brzmi jak objaw niezwykłej troski i miłości rodzicielskiej, jednak trzeba zaznaczyć, że Julie nie była chora. Może wyglądała nieco anemicznie, ale to wszystko. Jej dzieciństwo było przepełnione zabiegami i wizytami lekarskimi, były operacje, których wcale nie potrzebowała. Jednak jej matka była 100% przekonana o tym, że potrzebuje. Karmiła ją jak tlenem kolejnymi kłamstwami o kolejnych diagnozach i wyimaginowanych chorobach, na które miała chorować. Jakby tego było mało dziewczynka była maltretowana, poniżana i zmuszana do ciężkiej pracy, opleciona wianuszkiem kłamstw, w które była zmuszona wierzyć.
Czytając, nieustannie pada pytanie "W jaki sposób?". Jak to się stało, że przez tyle lat nikt nie zorientował się co się dzieje za zamkniętymi drzwiami, dlaczego żaden, z licznego grona lekarzy nie połapał się w przebiegłej grze matki, dlaczego nikt nie pomógł? Podobne historie mają to do siebie, że ich sedno ujawnia się zazwyczaj za późno, zawsze za późno.
Jest to jedna z tych książek, przed przeczytaniem których należy się porządnie zastanowić czy jest to odpowiednia lektura. Zdecydowanie włącza myślenie i otwiera oczy, sprawia, może nawet wbrew czytelnikowi, że słowo "mama" nabiera innego, nowego znaczenia.