"Zadźwięczał telefon."
Pierwszy horror Mastertona, napisany w 1974 roku, wkrótce po ślubie. Z Polką. Wielu obcokrajowców zmaga się z tą traumą, ale akurat Wiescka (Wiesia) z pewnością nie była inspiracją jego utworów. Co cieszy. Widzę jednak, że powieść ta mogła 20 lat później inspirować innych autorów - polskich ("Domofon" Miłoszewskiego - blokada budynku przez złą moc) i nie tylko polskich ("Wylęgarnia" Žambocha - koncepcja powiązania mocy duchów czy sił nadnaturalnych z ludzką wiarą w nie: im więcej ludzi w niego wierzy, tym demon potężniejszy). Każda istota żywa, ale też góry, jeziora, kamienie oraz wytwory ludzkie mają swego manitou, który działa zgodnie z naturą tej istoty lub rzeczy. To podstawa wierzeń indiańskich i założenie wstępne powieści. Bo "Prawdziwa magia tworzona jest przez sposób, w jaki człowiek posługuje się swym otoczeniem." (s.106)
W kwestii klęski Indian w walce z białymi też tu mamy jasną koncepcję: Blade twarze miały o wiele słabszą magię, niż indiańska, ale tak olśnili Indian cudami swej techniki, że ci stracili wiarę we własną magię - no i wtedy musieli ulec... Zdaje się, że tak samo padał przemysł krajów socjalistycznych po przejściu na kapitalizm. Technika przejmuje siłę magii, również wyrażającą się w wierze w samego siebie.
Siłą "Manitou" jest bez wątpienia humor i wątek indiańskich wierzeń. Powieści opierające intrygę na seansach spirytystycznych uważam a priori za ramotki cofające nas w lata 20e, ale tu bohater - stosunkowo młody szarlatan Erskin - jest na tyle racjonalny i dowcipny, że musi budzić sympatię. Jego rezerwa wobec magii od razu nam mówi, że jest zawodowcem: zna się na ludziach i na rynku usług, a to w jego zawodzie jest najważniejsze. Jest też bezpośredni, jak prawdziwy Amerykanin. I ma równie amerykański, nabożny stosunek do wiedzy bibliotecznej, bowiem informacji na temat wszystkiego, w tym: Indian, magii, okultyzmu szuka przede wszystkim w książkach (choć nieco zaskakująca wydała mi się wzmianka autora o "indiańskiej literaturze" - zbyt wiele jej chyba nie było?). Masterton posiadł zdolność sugestywnego i bardzo zwięzłego charakteryzowania sytuacji i postaci, np.: "Dr Hughes był niewysokim mężczyzną, wyraźnie zmęczonym i wyglądającym tak, jakby gwałtownie potrzebował weekendu w górach". Dzięki temu akcja szybko staje nam przed oczyma. A to pozwala nam "wyświetlić sobie film w głowie" - z pewnością lepszy, z ciekawszymi postaciami i efektami, niż to, co co zrobił w 1978 roku reż. Girdler (trudno się oprzeć wrażeniu, że filmowe horrory starzeją się najszybciej).