Nie dziwię się, że National Book Fundation okrzyknął
@britrbennett jedną z najbardziej obiecujących pisarzy poniżej 35. roku życia. I choć "Matki" nie zachwyciły mnie tak bardzo jak " Moja znikająca połowa", to historia opisana w książce, pełna emocji, śmiechu, smutku, gniewu uwiodła mnie swoją subtelnością, bo w taki sposób Autorka przedstawia dramaty, które rozegrały się w pewnym małym miasteczku na południu Kalifornii.
Oceanside - tu każdy zna każdego, tu żyje się w małej, chrześcijańskiej, konserwatywnej społeczności, której centrum stanowi Wieczernik.
Matki z Wieczernika rozpoczynają każdy rozdział i niczym wieszczki, albo rzymskie Furie komentują i oceniają by w swojej surowości i "mądrości" wydać wyrok, osąd?
W książce mieszają się losy trzech osób, Nadi, Luke'a i Audrey, którzy oprócz tego, co już życie im zgotowało będą nieść przez całe pozostałe ciężar decyzji, jaką podjęła Nadia. Decyzji o aborcji.
Nadia marzy o ucieczce od życia, jakie wiedzie,
a w szczególności od plotek po samobójczej śmierci swojej matki i coraz trudniejszych relacji z ojcem.
Tę ucieczkę ma umożliwić jej wyjazd na studia, ale sprawy się komplikują, bo zakochuje się w synu pastora. Jej romans z Lukem kończy się niechcianą ciążą, a dziewczyna nie chcąc rezygnować ze swoich marzeń decyduje się na jej przerwanie.
Ciężkie decyzje mają wpływ na nasze życie. Czasem to, co wydaje nam się słuszne w danym momencie za czas jakiś postrzegamy jako błąd.
Brit Bennett zapewne jeszcze nie raz przykuje mnie do fotela i nie raz spowoduje, że będę myśleć i zastanawiać się...
Polecam!