,,Co to oznacza właściwie: istnieć?'' Nieszablonowe podejście do romansu - z przebijaniem czwartej ściany, gdzieś między komedią da tutti i ricordi, a ironizowaniem na temat miłości. Przypadkowa dziewczyna przecinająca uliczkę staje się obsesją młodzieńca, który nie zaznał kłucia w sercu. Po wypadzie w złocistym niebie, w takt rzęsistej pogody, za sukiennicą obiektu pożądania uświadamia sobie, że zaczyna żyć - wyrywając się z mętnej, beznamiętnej, bezbarwnej egzystencji, lecz autor pogrywa z każdym. Bohater doznaje rozkoszy zakochania, by kolejno ściągnąć chłopięce ideały na ziemię - z głuchym rumorem. Gdzie nauczycielka fortepianu nie znosi muzyki (!), a Miguel de Unamuno rozmawia z własnym podopiecznym, z fikcyjną postacią, która zaczyna domniemywać, iż jego sens istnienia został zachwiany - powiem Wam, że również byłbym zmartwionym, gdybym okazał się czyjąś fantazją, majakiem z popołudniowej drzemki czy figurą na szachownicy, którą można popychać według własnego uznania bez mojej wiedzy.
Nie wiem, do jakiego gatunku zaliczyć tę opowieść. Ani to standardowe zabawy i śmieszkowanie ze związków partnerskich, ani jako komedia zwyczajów. Tuła się w pokracznych wizjach, gdzie autor dyktuje warunki, a nie wymyślony człek na potrzeby powieści. Podoba mi się podważanie uczuć, kwestionowanie własnego ,,ja'' i taranowanie linearnej narracji oraz ucieczki od słodko-gorzkich romansów dla licealistek. Zaskakuje, na ile zaskakiwać potrafi, chociaż po odkryciu, że autor nabij...