''Nie miałam pojęcia ile zasadzek czyha na starą kobietę w domu który starałam się dla niej wymościć''
Jakimś trafem zdarzyło się iż kolejna książka w mojej czytelniczej kolejce, znowu traktuje o rodzinnych koligacjach. W poprzedniej mieliśmy rozebrane na czynniki pierwsze więzi braterskie, tym razem więzi dotyczą matki i córki. A właściwie wypadałoby powiedzieć, matki, córki i wnuczki Julki. Ponieważ chcąc czy nie, ona też bierze udział w tej historii, chociaż znikomy.
Matka ma 80 lat, jest coraz mniejszą (wraz z postępowaniem choroby) staruszką chorą na raka. Córka ma lat 47, dobrze płatną pracę i nastoletnią córkę Julkę, którą wychowuje sama. Stan starszej pani w końcu jest już tak zły, iż nie może sama mieszkać, potrzebuje stałej opieki osób trzecich. Ta sytuacja sprawia że życie jej samej, oraz jej córki i wnuczki diametralnie się zmienia. Co niestety nie odpowiada żadnej z trzech kobiet, zmuszonych do zamieszkania razem.
Sprawa jest trudna z różnych powodów, tym bardziej że Basia (córka staruszki) nie otrzymuje znikąd pomocy, jej brat, który nota bene zawsze był ukochanym synusiem mamusi, teraz zupełnie umywa ręce od zaistniałej sytuacji.
W końcu zdarza się coś co pomoże Barbarze trochę inaczej spojrzeć na swoją matkę, swoje dzieciństwo (zimny wychów) oraz ich wzajemne stosunki. Książka jest niezła, ale tylko tyle, jakoś wielu emocjonalnych strun we mnie nie poruszyła. Być może dlatego że rozpraszały mnie i irytowały skróty nazw ...