***
Łzy w oczach astronautów
nigdy nie spływają
wzbierają w lustrach źrenic
rzadkie jeziora
ich słona rozpacz puchnie
jak kosmos
wielka woda oddalenia
przez szybę
przez długą podróż
w jednym kierunku
przez nieme powietrza
piorun i sól
Łzy w oczach astronautów
nigdy nie spływają
wzbierają w lustrach źrenic
rzadkie jeziora
ich słona rozpacz puchnie
jak kosmos
wielka woda oddalenia
przez szybę
przez długą podróż
w jednym kierunku
przez nieme powietrza
piorun i sól
Złoty
Żył kiedyś złoty człowiek
Kolekcjonował monety
Krzyczał na każdego kto chciał dotknąć
choć jednej
Potem krzyczał żeby ktoś jednak dotknął
choć jednej
Wołał długo zupełnie wyczerpany
Umierał w ciszy
Monety leżały
Czas kapał
Pachniały liście
***
Był koniec października
kobiety zbierały w pośpiechu
pranie z balkonów
szłam z pietruszką
zapomniałam o tamtym praniu
zapomniałam że kobieta pierze
brudy
Kolekcjonował monety
Krzyczał na każdego kto chciał dotknąć
choć jednej
Potem krzyczał żeby ktoś jednak dotknął
choć jednej
Wołał długo zupełnie wyczerpany
Umierał w ciszy
Monety leżały
Czas kapał
Pachniały liście
***
Był koniec października
kobiety zbierały w pośpiechu
pranie z balkonów
szłam z pietruszką
zapomniałam o tamtym praniu
zapomniałam że kobieta pierze
brudy
(fragmenty książki)
Język tej książki jest eksplozją. Język tej książki karmi się obrazami rzeczywistości, snów i pamięci. Język tej książki miesza te porządki. Mieli je. Język tej książki płynie szerokim nurtem, ma wiele dopływów. Język tej książki porusza. Całkiem możliwe, że zaczniemy mówić w tym języku.
Małgorzata Lebda
Język tej książki jest eksplozją. Język tej książki karmi się obrazami rzeczywistości, snów i pamięci. Język tej książki miesza te porządki. Mieli je. Język tej książki płynie szerokim nurtem, ma wiele dopływów. Język tej książki porusza. Całkiem możliwe, że zaczniemy mówić w tym języku.
Małgorzata Lebda