Niewielka wioska na Kaszubach. To tam, wśród ludzi, którzy się znali, bo tam wszyscy się znali rozegrał się dramat Ewy, bohaterki reportażu Katarzyny Włodkowskiej.
Ewa była poddawana torturom przez swojego męża, którego prasa okrzyknęła polskim Fritzlem. Trwało to kilka lat, a zaczęło się tuż po ślubie. Kobieta była bita i zmuszana do uprawiania seksu. Żyła w absolutnej izolacji. Przez wiele miesięcy była skazana przez męża na pobyt w piwnicy, gdzie była głodzona i maltretowana. Niejednokrotnie zdarzało się, że była gwałcona przez zapraszanych przez niego kolegów. W ten sposób przeżyła prawie dwa lata.
W międzyczasie przyszły na świat dwie córki Ewy. Dziewczynki przyglądały się temu, co ich matce robi ojciec. Zaklejał im usta taśmą żeby nie krzyczały oraz wykorzystywał je seksualnie.
Ale nie to jest najgorsze. Najstraszniejsze jest to, że nikt nie uwierzył maltretowanej kobiecie. Ważniejsze były zeznania sąsiadów i rodziny, którzy zgodnie stwierdzili, że małżeństwo Ewy jest udane. Gdyby nie pamiętnik dziewięcioletniej córeczki Ewy, ta sprawa mogłaby nie mieć takiego zakończenia. Dziewczynka opisała w nim koszmar, jaki rozgrywał się w jej domu.
Fragment pamiętnika dziewięciolatki: "Jestem Alicja. Ten zły tata Mirosław zamykał mamę w piwnicy. Mama tam piła i jadła jak pies. Kupę i siku robiła, gdzie popadnie, a ja uderzałam mamę pałką w głowę, tak jak tata kazał. My z tatą Mirosławem chcieliśmy zabić mamę, żeby była nowa mama".
„Na oczach wszystkich” to wstrząsający reportaż. To również kawałek życia kobiety, która poddana została torturom przez człowieka, któremu zaufała. Nie sądzę, żeby ta publikacja zostawiła kogoś obojętnym na krzywdy ludzkie. Można w tym momencie napisać, że dobrze się stało iż taki materiał trafił się Włodkowskiej, a ona z kobiecą delikatnością i ogromnym wyczuciem opisała dramat Ewy i jej córek oraz znieczulicę wymiaru sprawiedliwości.
Nie umiem i nie chcę odnieść się do tego, jakim trzeba być człowiekiem (jeśli w ogóle jest się człowiekiem robiąc takie rzeczy) żeby tak traktować drugiego człowieka. Tak go upodlić i zniewolić, doprowadzić żeby bał się własnego cienia. To okropne.
Reportaż Katarzyny Włodkowskiej z pełnym przekonaniem polecam. Uważam, że powinien zostać przeczytany przez jak największą liczbę czytelników, bo warto, bo tak trzeba, żeby coś podobnego więcej się nigdzie nie przydarzyło. A jeśli – żebyśmy byli wyczuleni na najmniejsze odstępstwa czy anomalie. Musimy nauczyć się patrzeć i widzieć.