Teoretycznie przeczytałam poradnik jak przezwyciężyć tendencję do odkładania nieprzyjemnych zadań na święty Nigdy. W praktyce miałam do czynienia z mistrzowskim przykładem wodolejstwa.
W skrócie opiszę zawartość:
- wstęp - o tym, że autor jest super a jego metoda "Nawyka samodyscypliny" (pisana kursywą i aż prosiło się, żeby miał oznaczenie 'trademark') jest świetna, a czytelnik zaraz to zobaczy.
- rozdział pierwszy - dlaczego odkładamy działanie? Osoby w miarę rozgarnięte znają odpowiedź, mogą przejść do kolejnego rozdziału.
- drugi - jak odkładamy działanie? No, naprawdę jak? Nie robiąc tego, co powinniśmy wtedy kiedy powinniśmy?
- trzeci - jak mówić do siebie? Pozytywnie i bez przymusu.
No, dobrze, dalej mi się nie chce.
Najbardziej interesowały mnie praktyczne porady, które albo były dramatycznie naiwne albo oderwane od rzeczywistości. Jeśli dużo czasu zajmuje ci odbieranie telefonów, włącz automatyczną sekretarkę albo zatrudnij żywą. Bingo!
Książka ta została napisana w manierze typowej dla słabych poradników - jest pełna powtórzeń. Jakby autor kierował ją do czytelników z upośledzeniem pamięci i rozumienia. Nie zdzierżyłam.
Mogą ją przeczytać osoby, dla których będzie to pierwsza książka o tej tematyce, chociaż moim zdaniem nawet wtedy szkoda czasu.
Całej reszcie czytelników nie polecam. Nawet na podniesienie ciśnienia są lepsze pozycje.