"Nic nie rani tak jak miłość" to historia trochę wakacyjna, lekka, taka pachnąca wodą i słońcem. A pod tą przyjemną warstewką kryje się dramat dwójki ludzi. To też historia o drugich szansach, wybaczaniu i widmie upływającego czasu.
Książka wciąga od pierwszej strony, kartka po kartce, wraz z Wren, próbujemy odbudować niełatwą relację z ojcem, zakochujemy się w synu sąsiadów, pomagamy prowadzić farmę dyń, remontujemy Bambi, ale i odkrywamy, że nic nie rani bardziej niż miłość. I chociaż jest to sielski obrazek, gdzieś w oddali majaczy jakaś tragedia, jakieś nieporozumienie i właśnie takie napięcie czuć podczas czytania. Książka podobała mi się właśnie za to dawkowanie informacji, chociaż skrywana tajemnica nie wywołała takiego efektu na jaki się nastawiłam. Nie jest to też bardzo lekka historia, bo chyba więcej tu dramatu niż wakacyjnego czytadełka. Ale to ogromny plus. Co wrażliwsi mogą uronić nawet łzę.
Wciagająco napisana, dobrze przedstawiona i nieodkładalna lektura. To taka powieść, którą warto zabrać na urlop, na działkę, na leżak i dać się pochłonąć.