Powieść, od której spodziewałam się jedynie trudów emigranta wracającego do kraju, jaki przestał być jego, okazała się skomplikowaną wiwisekcją dusz ludzi zagubionych między granicami oraz relacjami. Czymś znacznie bardziej rozbudowanym niż niewielka objętość książki pozwalała. Gdzieś między wydarzeniami przeszłymi oraz teraźniejszymi obecna była sztuka wysoka oraz niska, a nastroje wstających z kolan Czech, zostały nakreślone starannie, choć stanowiły jedynie tło. Tło dla losów dwójki ludzi, kobiety i mężczyźny, oraz osób, które w jakimś stopniu były dla nich ważne. Wiele w tym samotności oraz wyobcowania, prób rozliczenia przeszłości oraz uciekania od niej. Wszystko to jest opisane z delikatnością, która nie ucieka przed dosadnością. Między fabułą oddechy łapie się sztuką, filozofią, zatrzymaniem i spojrzeniem na otoczenie. Bywa pięknie i bywa ciężko, co stanowi mieszankę z ogromnym potencjałem, który to styl autora w pełni wykorzystuje.
Jeśli właśnie tak wyglądają tytuły Kundery, to znalazłam kolejnego autora do kolekcji tych, których czytam chętnie i wielokrotnie wracam do ich dzieł. Ukazanie wyobcowania w znajomej scenerii? Oczekiwania ludzi wobec emigrantów? Unikanie tematu życia nieobecnych, jakby nic poza tu i teraz nie istniało? Potrzeba wolności? Zapełnianie pustki kolejnymi relacjami? Uzależniające uczucie lub relacja dla stabilności? Rewelacja!
przekł. Marek Bieńczyk
Kilka słów o nowym wydaniu: biel kartek boli w oczy (szczególnie zimny odcień, który mocno odbija światło), czerń z okładki nie jest wytrzymała (wszystkie krawędzie mam już starte i pierwsze strony zostały nią ubrudzone), a książka pomimo niewielkiej objętości złamała grzbiet (delikatnie, ale jestem zaskoczona). To wydanie estetyczne (które jest ładniejsze to kwestia gustu, ostatecznego zdania jeszcze sobie nie wyrobiłam) i przyjemne dla zmysły dotyku (lubię głaskać mat oprawy), ale dało się postawić na lepsze materiały.
!: Murzyn, na Ukrainę, kurwy, karzeł... Typowy repertuar.