Nie będę oryginalna gdy powiem, że "Nigdy w życiu" to najlepszy polski film ostatnich dwóch dekad, który do dzisiaj bije na głowę większość współczesnych produkcji.
O tym, że film jest ekranizacją popisu geniuszu było głośno od samego początku i wyrzucałam sobie, że od półtorej dekady nie znalazłam motywacji, by po tę wychwalaną pod niebiosa książkę sięgnąć. Wszyscy czytali, wszyscy znają, tylko ja jedna na całym świecie nie mam pojęcia OCB. Do teraz. I za cholerę nie kumam tych wszystkich dytyrambów, ochów i achów, peanów ku czci śpiewanych w każdej tonacji. Spodziewałam się uczty na miarę tej filmowej, zamiast tego trafiłam na galery. Przez krótką chwilę poczułam się jak Jean Valjean. Z tym, że on siedział za kradziony bochenek chleba a ja - za legalnie wypożyczoną książkę. I gdzie tu sprawiedliwość? Jeśli tak wygląda największy bestseller Grocholi, to cieszę się, że nie czytałam pozostałych. To jakiś bełkot, dla mnie w większości pozbawiony sensu. Męczyłam się okrutnie a i tak nie dałam rady dobrnąć do końca. To jest po prostu... Cokolwiek to by miało być, Katarzyna Grochola zniechęciła mnie do swoich książek w ogóle.