"Nowe wyznania egzorcysty" wbrew temu co sugeruje tytuł, do zbyt nowych nie należą. Cała książka to powtórka z rozrywki, plus kilka świadectw wiernych. O ile pierwszą książkę autorstwa Amortha traktowałam jako swoiste źródło informacji na temat egzorcyzmów, tak w tej części zbyt wiele rzeczy mi po prostu nie pasowało. Podtrzymuję swoje zdanie, że to książki skierowane raczej do ludzi głęboko wierzących. Wystarczy, że ma się jakiekolwiek wątpliwości, a zaczyna się patrzeć na nią krytycznie, tak jak i ja - stąd tak niska ocena.
Do moich ulubionych teorii tym razem należy jedna z przyczyn opętań: "wpływ środków masowego przekazu przez takie formy, jak [...] filmy zawierające gwałt i horror, propagowanie muzyki rockowej [...]".
Książka dalej sporo mówi o takiej muzyce, przykładowo:
"W kompozycjach muzycznych używana jest określona intensywność dźwięku [...] przewyższających tolerancję systemu nerwowego. Wszystko jest dokładnie zaplanowane: kiedy ktoś poddaje się tej muzyce przez pewien czas, narasta w nim pewien typ depresji, buntu, agresji. [...] Jest to natomiast przewidziana i dobrze zaplanowana metoda do osiągnięcia konkretnego rezultatu: doprowadzenia słuchaczy do stanu zmieszania i nieporządku [...]".
Słucham rocka i metalu od lat, jeszcze mi się nie zdarzyło, żebym odczuwała przez nie depresję, bunt czy agresję - wręcz przeciwnie, nic tak dobrze nie ładuje baterii jak kawałek niezłego gitarowego jazgotu. Może tylko nieporządek mi się zdarza, w końcu mam na co zwalić swoje bałaganiarstwo. Nie sprzątam pod łóżkiem, bo słucham metalu :) A po ostatnim maratonie koncertowym - Black Sabbath i Iron Maiden - powinnam właśnie znajdować się w stanie głębokiej depresji i mordować ludzi. Najlepiej takich, co do których można uzasadnić mój bunt, może do osobników niemyjących zębów?
Niestety, o ile kilka lat temu ta książka wywarła na mnie pewne wrażenie, obecnie nie potrafię jej już docenić w żaden sposób. Mam też wrażenie, że Amorth jest przekonany o własnej nieomylności, a to strasznie działa mi na nerwy.