Po wieloletniej przerwie zaczęłam przyglądać się młodzieżówkom i tym wszystkim jej odmianom, o obcobrzmiących nazwach. Oprócz samych fabuł interesują mnie też oznaczenia na okładkach. Doceniam samą ideę, ale jednak nie przemawiają one do mnie. Trigger warningi zdradzają częściowo fabułę, a sugestie dotyczące wieku odbiorców bywają nieadekwatne, więc zastanawiam się, czym kierują się osoby je określające.
"Polowanie na fortunę Rosewoodów" to debiut Mackenzie Reed i jest to wyczuwalne. Nie jest to jednak zarzut, bo czytało się płynnie i przyjemnie, wyraźnie widać, że pisanie tej historii sprawiało autorce ogromną frajdę. Można by nawet stwierdzić, że byłam pod wrażeniem tej fabuły, a konkretnie jej większości, gdyż do zakończenia jeszcze się odniosę.
Nie jest to odkrywcza opowieść, nie przełamuje schematów, które w tego typu powieściach królowały już wtedy, gdy ja byłam nastolatką. Czytałam wtedy wiele takich książek, choć nie było w nich jeszcze technologicznych nowinek, a bohaterowie musieli się bardziej wysilać, by się ze sobą skontaktować. Mackenzie Reed sprytnie wykorzystała niektóre aplikacje w fabule, a jednocześnie przemyciła sporo ponadczasowych wartości.
To powieść jednocześnie lekka i mocna. Dużo w niej luzu typowego dla nastolatków, fantazji, którą bez większego zastanowienia wcielają w życie, ale nie brakuje też trudnych emocji, zdarzeń trudnych do zniesienia w każdym wieku. W pewnym momencie elementy powieści przygodowej zastąpio...