Wracam do Was z małym przerywnikiem od świąt, a mianowicie z trzecią już częścią serii o rodzinie Bridgertonów. Tym razem historia skupia się na drugim z kolei synu Violetty. Benedict to zatwardziały kawaler, którego chciałaby złowić niejedna panna z towarzystwa. Jednakże ten w głowie ma jedynie tajemniczą damę w srebrnej sukni, którą poznał na balu przebierańców dwa lata wcześniej. Szkoda mu czasu i energii dla jakiejkolwiek innej kobiety, skoro w sercu i umyśle ma tylko tę jedyną, na którą postanawia poczekać.
Sophie Beckett nie miała w życiu łatwo. Jako dziecko z nieprawego łoża, córka służącej i hrabiego, po śmierci ojca została zdegradowana do roli służącej w domu macochy. Choć odebrała staranne wychowanie i nie brak jej odpowiednich manier i predyspozycji, które są właściwe dla wyższych sfer, to dziewczyna nie ma szans na zajęcie wyższej pozycji społecznej. Oszukana przez macochę, pogodziła się ze swoim losem i po prostu sumiennie wykonuje codzienne obowiązki nie uskarżając się nikomu na swój los. Kiedy więc niczym Kopciuszek z bajki zostaje wyprawiona na bal i poznaje samego Benedicta Bridgertona nie wierzy w swoje szczęście. Zbiera wspomnienia z tego cudownego wieczoru i zachowuje je wyłącznie dla siebie, wiedząc, ze na nic więcej nie może liczyć.
Po dwóch latach tych dwoje spotyka się ponownie i pomimo przeciwności uczucie między nimi kiełkuje na nowo. I choć Benedict nie rozpoznaje Sophie, to proponuje jej pewien układ. Jednakże dziewczyna ma swoją dumę i nie chce powielać schematu, w który wpadła jej matka.
Ta książka to nie tylko schematyczna fabuła, ale przede wszystkim opowieść o wyjątkowej rodzinie jaką są Bridgertonowie. Rodzinie, w której liczą się uczucia i szczęście każdego z dzieci. Dodatkowym atutem tej książki jest XIX-wieczna „plotkara”, która przybliża nam towarzystwo londyńskiej arystokracji w trwającym właśnie sezonie towarzyskim. Wielkie bale i waśnie, którym towarzyszymy bohaterom, są przepełnione sarkazmem i opisane ciętym językiem. Tajemnicze Lady Whistledown wyśmiewa wyższe sfery, opisując ich najmniejsze potknięcia.