Dawno nie czytałam książki, która tak głęboko by mnie poruszyła. W przerwach od Przyduchy bardzo często zdarzało mi się rozmyślać o tym, co by było, gdyby wizja Prusa przedstawiona w tej powieści naprawdę się ziściła. Jako mieszkanka Krakowa czułam się w centrum akcji - znajomość miejsc zawartych w treści jeszcze bardziej podkręcała ciekawość. Całość trzymająca w napięciu, momentami aż za bardzo absurdalna, ale ostatecznie bardzo dobra. Do Prusa na pewno jeszcze kiedyś wrócę.
Przyducha następuje wtedy, gdy zmniejsza się ilość tlenu w zbiorniku wodnym. Ryby wykonują gwałtowne ruchy, podpływają blisko powierzchni, próbują łapać powietrze, w końcu giną. Podobny proces dotyka ...