Sarah Bernhardt — to nazwisko zna chyba każdy wielbiciel historii teatru. Kobieta nietuzinkowa, która sama siebie stworzyła. Przyszła na świat jako córka kurtyzany, bezskutecznie szukająca u niej ciepła i odrobiny zrozumienia. Finalnie Sarah odnalazła miłość w aktorstwie, a stało się ono nie tylko sposobem na przetrwanie w trudnym świecie, ale też ogromną pasją, pasją wręcz uskrzydlającą, pomimo rzucanych przez los kłód…
Po kilku latach znowu trafiam na twórczość Christophera W. Gortnera, czyli poczytnego pisarza głęboko zainteresowanego realnymi postaciami kobiecymi. Skomplikowanymi, o burzliwych, acz ciekawych życiorysach. Wystarczy wspomnieć Marlenę Dietrich, Marię Fiodorowną, Coco Chanel, aż wreszcie, Sarah Bernhardt. Gortner, w mojej opinii, to człowiek bardzo utalentowany, ponieważ posiada przydatną umiejętność rozumienia poplątanych emocji, a następnie przelewania ich na papier. A co cięższe, emocji cudzych. Byłam naprawdę zaintrygowana, jak poradził sobie z historią wybitnej aktorki, która stawiała wszystko na jedną kartę, nie bacząc na konwenanse.
Tradycyjnie, autor oddał głos głównej bohaterce, co sprawia wrażenie czytania znalezionego w czeluściach kufra dziennika. A akcja jest niesamowicie wartka, trudno oderwać się od lektury, nie sposób odczuwać nudy, nawet przez moment. Oczywiście, pamiętajmy, że mamy do czynienia z biografią fabularyzowaną — nie należy uznawać każdego przedstawionego detalu za pewnik, aczkolwiek trzeba także przyznać, iż Christopher Gortner przyłożył się do pracy. Znakomicie pokazał nam dziewiętnastowieczny Paryż, w jego kulturalnym aspekcie, ale też stricte historycznym. Na kartach powieści, oprócz Sarah, przewija się sporo „encyklopedyjnych” postaci, z którymi aktorka miała zażyłe relacje, choćby słynny Aleksander Dumas.
Zauważyłam pewną ważną zasadę, jaką kieruje się autor — najprawdopodobniej chce zaprezentować bohaterów w zgodzie z ich ludzką naturą. Dlatego nie wiem, czy polubiłam Bernhardt. Była dość narcystyczna, chwilami bezduszna, jednak nie da się odmówić jej ambicji, trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość. Cóż, rzadko kiedy grzeczne owieczki docierają na szczyt — Sarah chyba by podpisała się pod tym trochę cynicznym stwierdzeniem. Nadal jeszcze mentalnie tkwię w lekturze, analizując wiele zdarzeń. I mam nadzieję, że już wkrótce ponowię spotkanie z literaturą Christophera, bo warto!