Fragment: I powędrowaliśmy nieboracy całą gromadką do domku wójta — wśród ciemności i śnieżycy. Zimno panowało na dworze i straszna zawieja! Było to przecież podczas długiej biegunowej nocy. A w domu zostawiliśmy głęboki smutek—wszyscy rozumieli, że mateczka była chora. Jakże długim wydawał się ów dzień dziewczynkom i braciszkowi, jakże długim zdała od domu! Pomimo że starano się dogadzać im we wszystkiem. Pani wójtowa oświetliła czerwony pokój. Częstowała kawą i pysznemi waflami śmietankowemi. Następnie jedliśmy orzechy i rozmaite inne łakocie—pozwolono nam obejrzeć albumy i wszystkie pocztówki, otrzymane na Boże Narodzenie. Nie urządzaliśmy jednak żadnych zabaw. Gdy wieczór się zbliżył, chcieliśmy wrócić do domu. W tejże chwili przyszedł od ojca posłaniec, byśmy nie wracali jeszcze! Braciszek był już zmęczony i zaczął płakać z tęsknoty za mateczką. Liv i Aagot pocieszały go, że posłano jeszcze raz do domu z zapytaniem, czy dzieci będą mogły niedługo powrócić? Wreszcie wszyscy troje zasnęli na sofie. Tylko Tordis, najstarsza, stała sama przy oknie, spoglądając ku gwiazdom. Stała tak aż do czwartej nad ranem. W tedy właśnie zjawił się posłaniec od ojca z poleceniem, byśmy natychmiast powrócili do domu. Ojciec wyszedł na nasze spotkanie do sieni i pomógł nam się rozebrać.