Raczej nie zdarza mi się czytać książek w ciemno, tym razem jednak tylko zerknęłam na opis i hasło "Jane Doe" sprawiło, że zapaliłam się do lektury. Byłam więc trochę zdziwiona, gdy okazało się, że "Szept" trzeba zaliczyć raczej do fantastyki niż do kryminału. Muszę przyznać, że zanim weszłam na dobre w mroczne klimaty, z racji wieku raczyłam się głównie literaturą młodzieżową, także taką trochę oderwaną od rzeczywistości. Zaliczyłam zatem przypadkowo znaczne odmłodzenie.
Miałam obawy, czy uda mi się odnaleźć w wykreowanym przez autorka świecie, ale szybko dałam się wciągnąć w historię Jane, choć na pewno bardziej by mi się spodobała, gdybym wciąż miała naście lat, bo ten okres w życiu cechuje się znacznie większą otwartością niż dorosłość. Fragmenty, które teraz przywoływały krzywy, pełen politowania uśmiech, wtedy mogłyby mnie zachwycić.
Początek jest dość realny, co ułatwiło mi wejście w tę opowieść. Młoda dziewczyna znajduje się w specjalnym ośrodku, gdzie od lat poddawana jest różnego rodzaju testom i badaniom. Nazywana jest Jane Doe, ponieważ nikt poza nią samą nie zna jej prawdziwej tożsamości. Odkąd trafiła w to miejsce, nie odezwała się ani słowem. To wszystko miało jeszcze wszelkie znamiona prawdopodobieństwa, dopiero wyjaśnienie faktu, że Jane nie mówi wprowadziło elementy fantastyczne.
Mimo to przedstawiona historia była naprawdę ciekawa i siedziała mi w głowie, gdy akurat jej nie czytałam. Autorka miała dobry pomysł i konsekwentnie go realizowała, co w przypadku powieści z elementami fantastyki jest szczególnie ważne. Fabuła nie ma słabych punktów, wszystko jest logiczne i wyjaśnione, przy czym opisy ani na moment nie są nudne, równowaga między nimi a wartką akcją została zachowana.
To zdecydowanie najbardziej udane wyjście z czytelniczej strefy komfortu, jakie zaliczyłam w tym roku. Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona, a że zakończenie wskazuje na kontynuację, to z przyjemnością po nią sięgnę.
Polecam tę książkę szczególnie fanom nurtu youngadult i fantastyki w ujęciu bardziej naukowym.
Moje 7/10.