"Jedyne, co im pozostało, to zaakceptować swoją odmienność, a może nawet z niej czerpać, poszerzając swoje horyzonty."
Czasami jest tak, że sięgając po książkę, do końca nie wiesz, co możesz się spodziewać w opisanej historii.
Z lekkim wzruszeniem, westchnieniem i uśmiechem zamknęłam ostatnią stronę książki "Szeptun" Tomasza Betcher, jednej z najlepszych książek obyczajowych, jakie przeczytałam.
I chociaż minęło już kilkanaście dni, to dalej ta historia tkwi we mnie, a po zaserwowanym zakończeniu przez autora gdzie myśli rozbiegały się i tylko powtarzałam "nie zgadzam się", "dlaczego","nie", ale .... no właśnie nie zdradzę reszty :)
Przepiękna, wzruszająca, poruszająca wiele tematów nawet tych ciężkich, które spotykać możemy na co dzień. Chociaż niektórych wydarzeń nie chcielibyśmy przeżyć.
Emocje oraz wspomnienia coraz mocniej pchają w ciemną stronę.
Ciężkie tematy, a jednak życiowe.
Dziejące się w niejednej rodzinie.
Wykluczenie społeczne ....
Pochodzenie ....
Nawet w dzisiejszych czasach nadal patrzymy przez stereotypy lub plotki.
Wykluczenie w wieku dziecięcym czy zdajemy sobie sprawę, jak to wpływa na nich...
Poniżej zostawiam opis książki:
Kiedy wszystko się wali, w twój samochód uderza piorun i spotykasz miłość swojego życia. Miłość niemożliwą.
Julia ma dwoje nastoletnich dzieci – nastoletnią córkę Marysię i ośmioletniego syna Kubę. Mąż pracuje w Norwegii na platformie wiertniczej i niespecjalnie interesuje się żoną i dziećmi. Rodzice fundują jej wczasy w Beskidach, u prawdziwego szeptuna leczącego ziołami. Na miejscu okazuje się, że to żaden staruszek zbierający lecznicze zioła, tylko odludek, wyklęty przez miejscowych pół-Cygan, do tego młody i szalenie przystojny. Już na pierwszy rzut oka widać, że nie dogada się z nauczycielką z Gdańska. Iskrzy od samego początku, w samochód Julii bowiem trafia piorun…
"To właśnie od tego czasu, gdy uczucia bawiły się w chowanego, Miłość jest ślepa i zawsze towarzyszy jej szaleństwo."