Guwernantka, córka szlachetnego rodu, przybywa do przygnębiającego dworzyszcza w jakimś wygnajewie, by tam podjąć się opieki nad osieroconymi bratanicami obecnego lorda...
Brzmi tak bardzo znajomo, że odruchowo zaczęłam oglądać się na Sekrety guwernantki Gaston, bo to jak skóra żywcem zdjęta z tychże.
Aliści, w wykonaniu bez porównania lepszym i szlachetniejszym niż rozdyźdana papka ze strużyn serwowana przez wzmiankowaną wyżej Gaston.
Pod tym względem: 4/5
Z emocji żywszych i ekspansywnych mam szczerą chęć w sobie oskórowania a przynajmniej zrobienia krzywdy redaktor Grażynie Ordędze - nominalnie opiekunce serii Harlequin Romans Historyczny, która zostawiła po sobie dwie dziesiątki (!) redakcyjnych kffiatkuff.
Nie tylko drobiazgów w postaci liter (np. ponuego) czy brakujących ogonków w ą, które można by ścierpieć, ale też autentycznych baboli typu sposo, The0, budzrozbudzać.
0/5 z wykrzyknikiem za coś takiego to i tak za dużo.
I tym to sposobem redaktor i opiekun serii G. Ordęga zamieniła dobry romans w zwykły bubel.
Żądać za tak zepsutą książkę 15,99 pln trzeba mieć tupet i własnych czytelników głęboko w d.