Opinia na temat książki These Violent Delights. Gwałtowne pasje

Dwie rodziny, wielka waśń i zakazana miłość. Romeo i Julia w Shanghaju, w roku 1926.
To obiecywało mi "These Violent Delights. Gwałtowne pasje" Chloe Gong.

Zamiast tego dostałam książkę rozwleczoną jak brazylijska telenowela, nudną, gdzie główni bohaterowie prawie mnie nie interesowali. A ich wielka miłość? Prawie jej nie zauważyłam. Miało być enemies to lovers - w końcu o to chodziło w #lutytolove - a tak naprawdę romans niemal się nie pojawiał. Ilość chemii między Juliette Cai a Romą Montagowem? Bliska zeru. Już bardziej mnie interesowało uczucie między bohaterami drugoplanowymi.

Jeśli zaś chodzi o fabułę - spokojnie możnaby wyciąć połowę stron i czytelnik niewiele by stracił. W Shanghaju panuje zaraza. Dwa zwaśnione gangi - Szkarłatny Gang i Białe Kwiaty - próbują z nią walczyć - jednak aby im się to udało, muszą połączyć siły. Czy to zrobią? Tego Wam nie powiem.
Książka napisana jest poprawnie , ale cóż z tego? Gdyby była krótsza, byłaby dużo bardziej angażująca. Problem pojawia się jednak przy końcu - epilog sprawia, że chce się sięgnąć po kontynuację. I pewnie to zrobię, za jakiś czas.

Jeśli nie macie tej książki na półce - spokojnie możecie ominąć tę pozycję. A jeśli ją macie... Cóż, a nuż akurat Wam się spodoba jej klimat.