Pierwsza styczność z twórczością Ito, który, jak głoszą pogłoski, krążą niestworzone mity czy legendy, mianowany na boga horroru. Przynajmniej tak słyszałem, do czasu, aż nie sięgnąłem po lekturę. I przyrzekłbym, że było to nieplanowane, ale z niego żaden mistrz, skoro moje wrażenia zepsuł na samym starcie. Mamy do czynienia z gwałtownym morderstwem na tytułowej dziewczynie (totalnie poszlachtowanej, jak w wiktoriańskiej Anglii), która później odradza się jako duch, i każdy myśli, że to była masowa deluzja. Śmierć była początkiem - cytując klasyka. Potem kolejno zwabia ofiary jako niestosowna modliszka i na tym opiera się clou programu. Czy ja czegoś nie zrozumiałem, na czym polega fenomen pisania horrorów? Czy pominąłem jakiś etap w swoim życiu, który uznałbym za niekompletny? Lubię horrory, lubię grę z ludzkimi lękami, ale to jest złe, bardzo niegustowne pisarstwo. To wmawianie czytelnikowi, że musi uwierzyć na słowo, w to co dzieje się wewnątrz historii. Po pierwsze jestem przerażony, jak autor traktuje kobiety. Normalnie robi z nich obiekty pożądania, panowie zabijają je bez większego powodu. Sprawy tłumaczą się następująco, że chcieli ją, czyli Tomie zakatrupić, ale bez żadnej motywacji czy głębszego wyjaśnienia. Aha, czyli tak chcecie pisać przerażające opowieści, na widzimisię? Aż chciałoby się zakląć, siarczyście splunąć i potępić autorów, którzy myślą, że to jest zajebiście wiarygodne.
,,Tomie'' to forma opresji - monotonna, dźgająca tanimi zagrywkami, ...