Uciekłem z Polski komunistycznej w 1971 roku, mając dwadzieścia trzy lata, podobnie jak tysiące ludzi uciekało w tym czasie z Polski przede mną i po mnie. Dziesięć lat później napisałem ten tekst i zatytułowałem go „Ucieczka”, po czym umieściłem go w szufladzie biurka, gdzie przeleżał ponad czterdzieści lat. Kiedy ostatnio odnalazłem go i przeczytałem, wydał mi się interesujący. Dlaczego? Ponieważ sam w dużej części zapomniałem, jak przebiegała moja ucieczka na Zachód. Zdecydowałem się więc go przepisać z kilkoma niewielkimi poprawkami.
Wydaje mi się, że niezbędne jest pisanie o tych wydarzeniach po to, żeby pozostał po nich jakiś ślad. Nie tylko nowe pokolenia nie znają tych faktów, ale nawet starsi ludzie, a obecnie moi rówieśnicy, nie mają pojęcia, na czym mogła polegać taka ucieczka. A nawet jeśli ja przeżywałem te wydarzenia z dużą dozą optymizmu, dla wielu kolegów i przyjaciół, którzy mi w tym czasie towarzyszyli, mogła to być bardzo bolesna przeprawa. Bo nie wszystkim się powiodło i nie wszyscy mieli ten przysłowiowy łut szczęścia w momencie, kiedy był on potrzebny.
Okres, o którym mowa, dotyczy roku 1971, czyli dwadzieścia lat przed upadkiem reżimu komunistycznego. W tym czasie nikt jeszcze nie wątpił w wyższość systemu komunistycznego, mimo wypadków grudniowych na Wybrzeżu i na Pomorzu Zachodnim, które można było uważać wtedy za przypadkowe lub bardziej jako tymczasowe konsekwencje niewłaściwych decyzji podjętych przez ówczesne władze.
Ale moje opowiadanie dalekie jest od rozważań politycznych, ponieważ moim głównym celem było wyjechanie w szeroki świat i poznanie go. Tym bardziej że mieszkałem w Polsce w dość dużym, ale prowincjonalnym mieście i poza kilkoma wizytami w bratnich krajach pozostała część świata była dla mnie całkowicie nieznana i tajemnicza, dla jej odkrycia byłem gotowy podjąć największe ryzyko.