Dickson - nawet w swoim najlepszym wydaniu - pisaczką jest co najwyżej mierną ale Uczciwa propozycja lorda Maxwella jest słaba nawet jak na nią.
Tak słaba, że nie mam krzty motywacji, by wysilić się na jakąś własną wersję choćby w zarysie.
Bezkształtna szara masa, którą ktoś w zamroczeniu umysłu nazwał romansem i tak pozostawił.
Dobre 50% tej masy to wielkie nic. Mielenie w miejscu na jałowym biegu.
Kolejne 20% - breja z mydlin bazarowej dramy; czytanej z trudem i siłą uporu.
Cała reszta zaś, to piana z powyższego, po spłukaniu szlauchem.
Gdy to tej glutowatej mazi doda się jeszcze niechlujne tłumaczenie, równie niedbałą korektę/redakcję (Kasztanowaty koń z czarną grzywą i ogonem? Poważnie?) - docelowo Uczciwa propozycja lorda Maxwella to najgorszy, najbardziej pośledni rodzaj harlequinowego chłamu.
0/10
Chociaż z mojej strony to i tak komplement.