Ogromną sztuką jest napisać książkę o własnym życiu tak, żeby inni chcieli ją czytać, zwłaszcza, jeśli nie jest się tzw. celebrytą.
Od razu napiszę, że Hance Saqib to się zdecydowanie udało, na pewno po części dlatego, że swoimi przygodami i doświadczeniem mogłaby obdzielić tuzin "przeciętnych Kowalskich". Jeśli dodać do tego naprawdę dobre pióro, mamy spore szanse na sukces.
A jednak do lektury "Ukłonu świata" podchodziłam z mieszanymi uczuciami - byłam bardzo ciekawa barwnego życiorysu autorki i zwyczajnie, po ludzku, chciałam, żeby mi się ta książka spodobała. Z drugiej strony, tytuł, okładka, blurb i niektóre recenzje straszyły mnie wizją drugiego "Jedz, módl się, kochaj", jednej z najbardziej wg mnie przereklamowanych książek, która wymęczyła mnie okrutnie.
Bałam się, że zostanę zasypana złotymi myślami i mądrościami o "uważności i samorozwoju". I przyznaję, w "Ukłonie świata" to wszystko jest, ale zaserwowane tak nienachalnie, że nie wpływało na komfort czytania i ani razu nie miałam ochoty przez to przerwać lektury. Czy jednak uważam, że książka byłaby bez tego lepsza? Szczerze mówiąc, naprawdę nie wiem! Mam wrażenie, że to właśnie te fragmenty, choć nie do końca przypadły mi do gustu, decydują o wyjątkowości "Ukłonu świata" i tworzą niepowtarzalną oprawę dla przeżyć i refleksji autorki.
Jeśli ktoś lubi taką "inspirującą" literaturę, wydaje mi się, że na lepszą ...