Nareszcie. Blisko 700 stron chaosu i (głównie) kiepskich dowcipów, wydrukowane maczkiem. Myślałem, że nigdy nie skończę. Wszystko co chciałbyś wiedzieć o NBA? wolne żarty... Ale od początku.
Trzeba przyznać, że Wielka księga koszykówki jest naprawdę wielka (objętościowo). Pięknie wydana*, w twardej oprawie, z zakładką w formie tasiemki, wydrukowana na bielusieńkim papierze, do tego okraszona świetnymi zdjęciami, dokumentującymi historię ligi. Godna podziwu jest też pasja, z jaką Simmons opowiada o koszykówce i jego wiedza na temat NBA (statystyki, anegdoty), naprawdę chylę czoła. Problem w tym, że styl pisania autora zupełnie mi nie odpowiada - pseudo luzacki (żarty o striptizerkach, kokainie, męskich przyrodzeniach i hazardzie i tak do ostatniej strony), Simmons jest trochę żenujący - jak ojciec, który stara się po młodzieżowemu rozmawiać z nastoletnim synem, no ale kwestia gustu, bo nie jest to według mnie największy problem książki.
Największym problemem Wielkiej księgi koszykówki jest aktualność. Książka została wydana Stanach w 2010 roku, co jest niezwykle istotne jeśli wziąć pod uwagę, że Simmons pisze w niej o wciąż aktywnych graczach (porównuje ich statystki itp.). Czyni to dużą jej część po prostu bezsensowną(tak miedzy 252 a 611 stroną - top 100 zawodników wszech-czasów według autora), pomimo starań tłumacza, który wykonał świetną robotę przy tłumaczeniu i uzupełnianiu statystyk w przypisach.
Czy warto sięgnąć po Wielką księgę koszykówki? Ja bym się drugi raz nie szarpną. A właśnie! Nie chce ktoś kupić Wielkiej księgi koszykówki? Tanio oddam, raz czytana!
* książka występuje jeszcze w wersji specjalnej (kolekcjonerskiej): w kartonowym pudełku, gdzie oprócz książki dostajemy jeszcze chiński szajs w postaci piłeczki antystresowej udającą piłkę do koszykówki, gumowej opaski na nadgarstek i szmatki do okularów (na żadnej z tych rzeczy nie widnieje logo NBA) - wartość "gadżetów" szacuję na jakieś 2,5 PLN, tjaaa...