Opinia na temat książki Wnoszę i proszę

@adam_miks @adam_miks · 2024-01-22 21:08:44
Przeczytane
To nie jest powieść sensacyjna, lecz czyta się tę książkę jakby nią była. To w ogóle nie jest powieść. Ale tak jakby ta książka nią była.
Cezary Łucyk zebrał pod jednym tytułem 666 pism, które powstały w Biurze Pisania Podań w Białymstoku. Cezary Łucyk prowadłził to Biuro w latach 1968 – 1986.
Pisma te były kierowane do konkretnych urzędów i zawierają wszystkie potrzebne informacje. Za stertą słów ukrywają się ludzkie losy, niejednokrotnie pokręcone jak labirynt wydłubany w korze przez korniki.
Mówiąc inaczej: można z tych dokumentów spisać niejeden scenariusz filmowy. Być może gdyby Agatha Christie czy Joe Alex poznali owe akta, mielibyśmy na półkach księgarskich nowe arcydzieła literatury kryminalnej. A pan Cezary Łucyk, jako współautor, sprzedałby prawa autorskie do ekranizacji filmowych. I stałby się milionerem.
Książka jest podzielona na dwie nierówne części. Po pierwsze mamy ogólne działy. W drugiej części czytamy życiorysy ludzi i jednocześnie zapoznajemy się z dokumentami, które wytworzyli oni w przeciągu swojego życia.
Można się zadumać nad losem bohaterów 666 podań, można zadać niejedno pytanie. Co kieruje losem człowieka. Czy człowiek jako „pojedynczy atom”ma tak naprawdę wpływ na swoje życie? Człowiek nie zdaje sobie sprawy tak na co dzień że dopiero gdy zetknie się z bezduszną biurokracją, dowiaduje się że tak naprawdę jeden podpis pod dokumentem może zmienić jego życie. I co ciekawsze nie zapamiętasz drogi przyjacielu, nazwiska tego kogoś kto złożył ów podpis. A to przecież sędzia wydający wyrok w ważnej dla Ciebie sprawie. Rozwód czy przydział kwaterunkowego mieszkania. To naprawdę ironia losu, by obcy człowiek decydował za nas w sprawach dla nas pierwszorzędnych.
Inną sprawą może być brak porozumienia. O ile mniej dokumentów musiałby napisać Cezary Łuczyk, gdyby ludzie potrafiliby się dogadać. A może nie potrzebny byłby urząd, który piastował Cezary Łuczyk? Z drugiej jednak strony widać wyraźnie, że wszystkie urzędy musiały mieć tak zwaną „podkładkę”, aby wykonać odpowiedni ruch czyli załatwić pozytywnie jakąkolwiek sprawę. Aż mi się skojarzyło z jedną ze scen z filmu „Irena do domu”. Mężczyzna który ma wstąpić w związek chce się dowiedzieć jakie dokumenty trzeba przedstawić Urzędowi Stanu Cywilnego. Przez pomyłkę dodzwonił się do … miejsca pracy narzeczonej. Odebrał szef, majster dziewczyny. Zapytany przez oblubieńca o wyżej wspomnianą dokumentację, nie zaprzeczył i nie potwierdził, że jest urzędnikiem Stanu Cywilnego. Wdał się za to w dyskusję z interlokutorem. Podał kilka przykładów dokumentów, które należy złożyć w biurze USC. Oczywiście zmyślał, oczywiście „Irena, do domu” to komedia. Wyżej opisana rozmowa i konsekwencje wypływające z niej, są po to, aby rozśmieszyć widzów. Pokazać „dziwność” instytucji biurokracji.
Ale, proszę mi wierzyć, w realnym życiu, i to bez względu na rok i miejsce akcji, możemy zetknąć się z podobnymi absurdami, jak ten pan młody z filmu sprzed lat. Uspakajam! Ślub odbył się, przecież to jednak tylko komedia. Inaczej niż w wielu przypadkach, które zanotował Cezary Łucyk w „Wnoszę i proszę”.


Pokazać „dziwność” instytucji biurokracji. „Dziwność” polegającą na przewadze dokumentów nad człowiekiem. Przepisałem to zdanie w nowym akapicie, zastanawiając się jednocześnie, czy taki był zamiar Cezarego Łuczyka. Nie jest to wykluczone. Ale również widzimy człowieka spod tej sterty „papierzysk”. A jednak! W prosty sposób uniknął Cezary Łucyk odhumanizowania człowieczego losu. Mówię tutaj o drugiej części „Wnoszę i proszę”. To dobrze. To bardzo dobrze.
Ocena:
Data przeczytania: 2024-01-23
× 5 Polub, jeżeli spodobała Ci się ta opinia!
Wnoszę i proszę
Wnoszę i proszę
Cezary Łucyk
8/10

W książce zamieszczonych jest 666 pism (w całości lub niewielkim skrócie), wybranych spośród ponad 6 tysięcy, jakie powstały w Biurze Pisania Podań w Białymstoku, prowadzonym w latach 1968–1986 przez...

Komentarze
© 2007 - 2024 nakanapie.pl