Świat to jedna, wielka prowizorka. Hrabal bez ogłuszającej dumy, bez maglowania rzeczywistością pisze o książkach i pracy w oszczędnym wydaniu. Ciekawa proza przekształtowana w gorzki romantyzm, w relację i dokument na osi czasu, który więcej mówi o czytelniach niż mogłoby się wydawać - czytamy, stajemy się wykształceni mimo woli, chomikujemy stosy ksiąg, o mało nie potrącając żywą tkankę (niesamowicie rozbudowane zdania o tym, jak źle ułożone książki mogą nas uszkodzić lub zranić). Autor skacze po tematach, ale nośnikiem i ,,pompą'', która ,,nawadnia'' kartki jest ciągła chęć poszerzania wiedzy, bujając się w praktykach greckich dramatów, by wytrącać czytelnika z komfortu psychologicznego. ,,Zbyt głośna samotność'', jak na ,,hałaśliwy'' tytuł - więcej dolewa zadumy, roztrząsania małych spraw, profetycznych praktyk, gdzie rutynowa praca prasownicza łączy się z lubieżnym spoglądaniem na słówka, które oblizuje jak słodycze. Dosyć szaleńcza wizja ludzi, którzy zamknęli się w swoim bunkrze, nie widząc świata poza układanką czytelniczej fascynacji tematami, dykteryjkami z wrażeniami na temat dzieł, które rozbudzają biernych intelektualistów. Jednakowo dosadne, smutne w hipocentrum zdarzeń - napisane tu i teraz. Niektórzy próbowali doszukiwać się tu obecnej polityki Czech, stanu społeczeństwa, kiedy papier stał się wartością dodatnią. Krajobraz wewnętrznej defilady i terroru słów, które oddają zmysł czytelniczy. Auto-tematyczny prozaik nie musi niczego udowadniać, bo książki, to nie tylko szykowna fabuła, charakterne postaci, ale głównie zapach papieru, sublimacja pragnień i próba odtworzenia mieszanki, jak zmieniają się czytelnicy, jak słowa - umiejętnie rozplanowane - poruszają do granic. Czy wielka literatura? To nie miało być rewolucyjne w zamyśle, ale zmysł do oddania naszej pasji do słówek stał się swego rodzaju koroną cierniową, która zmusza do zastanowienia, czy na pewno jeszcze czytamy, czy już tylko pochłaniamy tekst bez pomyślunku?