Magia 🪄 zaklęta w powieści Doroty Gąsiorowskiej po raz kolejny mnie pochłonęła. Czytając "Zielone oczy driady", trzeci tom z serii Dni Mocy, w moich uszach od początku do końca wybrzmiewały słowa piosenki z filmu Pocahontas, "Kolorowy wiatr" 🍃 i wydaje mi się, że to jest najlepsze podsumowanie tej powieści. Powieści, która, moim skromnym zdaniem, jest jak dotąd najlepszą z całej serii. I choć dwie pierwsze także bardzo mi się podobały, tak czytając tę miałam wrażenie, że znajduję się w innym czasie i przestrzeni. Poza znanym mi wymiarem. Takim, w którym mityczne driady, tajemne moce i dobre duchy to codzienność.
Bardzo podobała mi się postać głównej bohaterki, Livii. Ta skrzywdzona przez życie, ale pełna ciepła i odrobiny niesamowitości, dziewczyna, od pierwszej strony skradła moje serce ❤️ Wszyscy bohaterowie są zresztą świetnie wykreowani, a ich historie, tajemnicze i pełne niedopowiedzeń, przeplatają się ze sobą w magiczny sposób i znajdują rozwiązanie w sposób równie nieprawdopodobny.
Wszystko to podparte legendą o dwóch siostrach bliźniaczkach, Laveny i Noelle, obdarzonych szczególną mocą, a rozłączonych w dzieciństwie.
Słowem, magia skryta w pięknie spisanych słowach, jakby zdawały się szeptać: Wszystko się może zdarzyć, jeśli tylko zechcesz w to uwierzyć.
10/10
@znosem.wksiazce