Przede wszystkim "Zła krew" mnie wymęczyła, co mnie zaskoczyło, bo wiele dobrego sobie po niej obiecywałam. Psychotyczne dziecko kontra rodzicielka - bardzo smakowity, oryginalnie spreparowany kąsek. W tym przypadku matka uważana jest za konkurentkę, osobę, z którą mała wcale nie chce się dzielić ojcem. Fabuła toczy się wokół nadrzędnego celu dziewczynki - eliminacja matki z życia rodziny wszelkimi dostępnymi jej środkami. A kilkuletnia Hanna, jest bystrym, inteligentnym dzieckiem, które potrafi obmyślić plan z detalami, choć niekoniecznie zdaje sobie sprawę ze wszystkich konsekwencji. Nie potrafi też zrozumieć owego czaru, jakim matka "wabi i zmusza do uległości" ojca. Nie rozumie w pełni czym jest miłość, nie pojmuje też relacji międzyludzkich. Jej psychika jest na tyle zaburzona, że przemienia się w dwie różne postaci, w zależności czy w pobliżu jest jej ukochany tato, czy towarzyszy jej tylko matka.
Zasadniczo fabuła opiera się na zobrazowaniu rozgrywki między dorosłą, a dzieckiem, tym co dzieje się w umyśle małego prześladowcy i próbą zrozumienia owych działań przez ofiarę. Jednak ciągnie się ten układ, podsycany drobnymi i większymi aktami zbyt długo, co u mnie zaczęło powodować znudzenie. Będąc za połową książki pragnęłam już tylko dotrzeć do końca, upewnić się jakie było zamierzenie Zoje Stage, po czym zamknąć i więcej do niej nie wracać.
Przyznaję, ze gdy zorientowałam się w budowie fabuły zaczęło mnie interesować już tylko rozstrzygnięcie problemu, profesjonalne zajęcie się dysfunkcyjną dziewczynką i postawienie diagnozy, a zarazem mocne zaakcentowanie całej historii. Za to przebieg zdarzeń z czasem stawał się coraz bardziej zniechęcający przez swoją ciągnącą się w nieskończoność powtarzalność, która choć przybierała na eskalacji nie wciągała należycie. Kolejne sztuczki Hanny, stres Suzette oraz odrzucanie prawdy przez Alexa w końcu stają się jedynie monotonną grą. Być może, gdyby Autorka dopuściła ojca, jako trzeciego narratora, byłoby ciekawiej. Sama nie wiem, na ile ostatecznie zyskałaby na tym fabuła, ale z pewnością dodałoby to pewne urozmaicenie. W pewnym momencie można zauważyć, że ojciec skutecznie zagłusza poczucie winy nadgorliwością w okazywaniu uczuć względem córki, ale brakuje ujęcia z perspektywy mężczyzny, jego myśli, wahań, emocji.
Po części umysł zaburzonego człowieka może zafascynować, daje bowiem czytelnikowi możliwość wgryzania się po kawałku w delikwenta i snuć własne teorie. A Hanna interpretująca na swój sposób każde słowo, gest, mimikę matki może zadziwić, a czasem i przerazić człowieka. Bowiem we wszystkim co robi mamusia dopatruje się obłudy, chęci przypodobania się swojemu mężowi i choć nie wypowiada żadnego słowa, oskarża matkę o zakładanie wygodnych masek. Stale czuje zagrożenie z jej strony, nawet gdy Suzette nie ma w pobliżu, a myśli ojca coś odrywa od wspólnej zabawy podejrzewa, że to czary matki są na tyle silne, że również na odległość potrafi zawłaszczać tatusia. A jedyne czego żałuje ta mała, to tego, iż nie udaje jej się wyeliminować matki z ich życia. Trudno odkryć nawet psychologom, co siedzi w głowie ludzi zaburzonych, a co dopiero toczy się w umyśle niemówiącej siedmiolatki. Jakie są subiektywne doświadczenia Hanny? Ile tak naprawdę rozumie z otaczającej rzeczywistości i czy właściwie interpretuje pojęcia oraz wyrażane przez innych emocje? Lektura nasuwa wiele pytań, a zakończenie niczego ostatecznie nie rozwiązuje. W przypadku "Złej krwi" otwarte zakończenie może sugerować jedno - dalszą manipulację, ale tym razem udoskonaloną w formie i skuteczną w czynie. Rodzice bójcie się!
Mimo iż Autorce udaje się uchwycić trudne momenty w rodzinie w niepokojąco realny sposób, to w moim przeświadczeniu fabule dużo brakuje, by można określić ją jako pasjonująco przedstawioną historię, od której nie sposób się oderwać.