„Nagle przychodzi mi do głowy straszna myśl. A jeśli oni nie zamierzają mnie zabić?”
Od wydarzeń opisanych w „W pierścieniu ognia” minął niecały miesiąc, który Katniss spędziła na dojściu do zdrowia. Peeta jest przetrzymywany w Kapitolu i nie wiadomo, co się z nim dokładnie dzieje. Katniss wraz z żyjącymi mieszkańcami Dwunastego Dystryktu znajdują się w Trzynastce. Mimo iż Trzynasty Dystrykt przetrwał Mroczne Dni to życie tutaj nie jest usłane różami. Ludzi zdziesiątkowała choroba, a tych którzy przetrwali pozbawiła możliwości prokreacji. Wszędzie panuje surowa dyscyplina, która przyczyniła się do zniekształcenia systemu wartości wyznawanych przez tutejszych mieszkańców. Obecnie najważniejszym zadaniem Centrum Dowodzenia pod przewodnictwem Prezydent Coin jest pokonanie Kapitolu. W tym celu chcą uczynić Katniss symbolem rebelii. Po pewnym czasie i pod kilkoma warunkami dziewczyna zgadza się na to i rozpoczyna się kręcenie filmów podżegających mieszkańców dystryktów do buntu. Katniss nie jest jednak w najlepszej kondycji psychicznej, która dodatkowo pogarsza się, gdy uzmysławia sobie po co Prezydentowi Snow’owi jest Peeta. Coin nie pozostaje nic innego, jak odbić go z rąk wroga. Wszystko jakoś się udaje i chłopak w końcu jest bezpieczny, jednak gdy tylko widzi Katniss próbuje ją zabić.
„- Sojusznik - powtarza Peeta powoli i delektuje się brzmieniem tego słowa. - Przyjaciółka. Ukochana. Zwyciężczyni. Wróg. Narzeczona. Cel. Zmiech. Sąsiadka. Myśliwa. Trybytka. Sojusznik. Dodam to do listy wyrazów, których używam, żeby cię rozgryźć.”
Jestem pod wielkim wrażeniem w jaki sposób zmieniają się bohaterowie książki. Praktycznie każda postać, którą poznaliśmy w pierwszym tomie i jednocześnie dożyła trzeciego dojrzewa wraz z akcją. Właściwie z rozdziału na rozdział byłam świadkiem dojrzewania trójki głównych bohaterów. Katniss Everdeen brała udział w dwóch Głodowych Igrzyskach, jest symbolem rebelii i ma siedemnaście lat. Przez to ile w życiu już przeszła wszyscy zapominają, że tak naprawdę ona jest jeszcze dzieckiem, a przynajmniej powinna nim być. Sama nie raz złapałam się na tym, że patrzę na nią, jak na dojrzałą kobietę z bagażem doświadczeń weterana wojennego. Z Peetą jest dokładnie ta sama sytuacja, z tym wyjątkiem, że on jest jeszcze bardziej poharatany psychicznie. Przeszedł przez tortury, osaczanie, jego rodzina nie żyje, a on sam nie ma pojęcia, które z jego wspomnień są prawdziwe, a które wpojone przez Kapitol. Nie umiem sobie nawet wyobrazić, co powoduje, że ta dwójka ma siłę, żeby dalej żyć. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że czytelnik niesamowicie przeżywa każdą tragedię, jaka dotyka bohaterów. Postacie z tej serii są niesamowicie wykreowane, wielobarwne, z indywidualnym charakterem, historią i słabościami – są tak dobrze stworzeni, że momentami zapominam, iż są fikcyjni.
„Pozbierać jest się dziesięć razy trudniej, niż rozsypać.”
Kosogłos jest inteligentną powieścią, która potrafi w jednej chwili zalać nas mnóstwem sprzecznych emocji, wprawić w osłupienie i zachwycić. Złożona fabuła wciąga, czyta się ją jednym tchem i nie można się ani na chwilę oderwać. Kosogłos jeszcze bardziej, niż poprzedniczki jest skąpana w brutalności i okrucieństwie. Autorka w genialny sposób sprawia, że walka na ulicach przypomina potyczki na arenie. Nie mogę odmówić jej geniuszu, a mimo wszystko jej umiejętności mnie nieustannie wprawiają w zachwyt
„Więc kiedy szepce: - Kochasz mnie. Prawda czy fałsz?
Odpowiadam: - Prawda.”
Spotkałam się z opiniami, że jest to najbardziej nie udana część serii. Nie mam pojęcia skąd to przekonanie się w ludziach bierze, bo jak dla mnie jest równie perfekcyjna, jak jej poprzedniczki, jeśli nawet nie lepsza. Zawsze powtarzano mi, że powinno się patrzeć, jak ktoś kończy, a nie jak zaczyna, a Suzanne Collins zakończyła cykl po mistrzowsku. Niby jest happy end, a jednak serce aż się ściska z żalu, jak silne piętno minionych wydarzeń odcisnęło się na bohaterach. Znów na ostatnich kartkach płakałam, jak małe dziecko i przez długi czas nie mogłam się uspokoić. Moje emocje szalały przez całą książkę zupełnie, jakbym czytała książkę po raz pierwszy. Po czym tak naprawdę poznać, że książka jest genialna? Dla mnie taką oznaką jest głód – kończę czytać książkę, a mimo to przez długi czas nie potrafię przestać o niej myśleć. Igrzyska Śmierci nie są książką, która znika po odłożeniu na półkę. Nie ukrywam, że seria IŚ jest moją ulubioną i chciałabym kiedyś móc przeczytać coś, co byłoby choć w połowie tak dobre, jak ona.
"Jestem ptakiem Cinny, płonącym, latającym gorączkowo, by uniknąć nieuniknionego. Grzywa płomieni wyrasta z mojego ciała. Uderzenia moich skrzydeł tylko podsycają pożar. Trawię się sama, ale nie widać temu końca. Ostatecznie moje skrzydła zaczynają słabnąć, tracę wysokość, grawitacja spycha mnie do spienionego morza w kolorze oczu Finnicka. Unoszę się na plecach, które ciągle płoną pod powierzchnią wody, agonia uspokaja się do bólu. Kiedy tak dryfuję, niezdolna do nawigowania, przychodzą oni. Zmarli."