A niech to szlag! Jakie to było świetne! Takiej kobiecej powieści obyczajowej dawno nie czytałam. O rany!
Aśka Sawicka z powodu swojej bezpośredniej i czasem dość wybuchowej postawy, traci stały grunt pod nogami. Przez pewien incydent zostaje zwolniona z pracy, zostaje z kredytem we frankach i chwilowym brakiem pomysłu na siebie. I wtedy po namowie siostry postanawia postawić swoje życie na jedną kartę: rzuca wszystko i wyjeżdża (nie, nie w Bieszczady) do Londynu, by rozpocząć pracę opiekunki czteroletniej Grace. Musi godnie zastąpić siostrę, jednakże ojciec Grace - Timothy Harvey - gburowaty właściciel firmy farmaceutycznej niestety nie potrafi wyjąć kija z tyłka oraz pogodzić się ze stratą żony nie ułatwia Aśce zadania. Dziewczyna widząc, że Grace i ojciec nie są w zażyłej relacji (właściwie to relacja ojca z córką jest wręcz dramatyczna), postanawia (jak to kobieta), że w domu Harvey'ów zrobi rewolucję, sama przy okazji stając się jej bohaterką.
Ile razy wycierałam łzy czytając tę książkę! Łzy śmiechu, bo wierzcie mi, czytając poczynania Joanny nie da się nie śmiać! To tak barwna bohaterka, tak niesamowicie zabawna, ale i lubiąca ładować się w kłopoty i różnego rodzaju perypetie, że nie sposób jest się nie popłakać ze śmiechu. Siedziałam i śmiałam się do książki jak jakiś przygłup - często powstrzymując się przed głośnymi parsknięciami, by nie obudzić śpiących domowników. Ale, ale. Pojawiały się również łzy wzruszenia, bo co jak co, ale jest kilka momentów, gdzie łzy cisnęły mi się do oczu i spływały po policzkach.
Z twórczością Pani Moniki spotykam się po raz pierwszy i już wiem, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie. Jakież lekkie i fantastyczne pióro ma ta Pani! Przez książkę się płynie, czytanie to istna przyjemność. I wiem, teraz będą same ochy i achy, ale wierzcie mi - to jest tak dobre, że nie potrafię wypowiedzieć się o tej książce inaczej, niż w samych superlatywach! Historia jest przemyślana, wciągająca i opisana tak fantastycznie i lekko, że nie wiem kiedy to się stało, ale miałam wrażenie, że otworzyłam książkę, by ją zacząć a chwilę później odkładałam ją na półkę przeczytanych książek. Rewelacja! Owszem, być może czasem zalatywało przewidywalnością, ale literatura kobieca i romanse czy powieści obyczajowe mają to do siebie, że są trochę schematyczne: ktoś się poznaje, zaczyna kiełkować uczucie, następuje jakiś krach i próba naprawienia błędów. To nie zmienia jednak faktu, że książka Pani Moniki Cieluch to kawał dobrej książki! A co z bohaterami? Każda z osób występująca w opowieści jest pełna i tak wykreowana, że czytając historię czułam, jak gdyby te osoby były namacalne, realne. Rzadko mi się to zdarza, ale czułam się tak, jak gdyby ta historia działa się w rzeczywistości. To właśnie za sprawą bohaterów, którzy są tak istotni w każdej powieści. Co mogę powiedzieć: Aśkę pokochałam! Małą Grace również (czterolatka, która potrafi zrozumieć to, co mówią do niej dorośli i nie buntuje się przy tym to miód na me serce!) a Pan Sztywniak, czyli Tim Harvey okazał się świetnie skonstruowanych psychologicznie bohaterem. Jego walka ze sobą po stracie żony, zamknięcie się na córkę - aż czułam jego strach, złość, gniew, smutek. A wisienką na torcie w kreowaniu bohaterów (oraz imion i nazwisk) był "Henryczek Zadupczyk" ;)
Dawno tak dobrze się nie bawiłam czytając kobiecą literaturę. Czapki z głów Pani Moniko, nie mogę się doczekać kolejnych spotkań na kartach papieru, bo to spotkanie było fenomenalne.