Kto ma tak, że gdy widzi książkę napisaną w swoim ulubionym gatunku, bierze ją w ciemno? Ja tak mam z fantastyką, biorę w ciemno i póki co nigdy nie żałowałam swojej decyzji. Oczywiście były pozycje lepsze i gorsze ale nie zdarzyło mi się całkowicie żałować wzięcia jakiejś książki do ręki. Tym razem tak nie było. Bardzo mi przykro ale pozycja, którą otrzymałam od @agencja_runa i @rozchlestanaovca, nie przypadła mi do gustu. Nie mogę powiedzieć, że była zła, prędzej nie była dla mnie. Strasznie się męczyłam czytając ją, przez co serce mi krwawiło bo książki uwielbiam i bardzo szanuje każdego autora, lecz przy tej pozycji bardzo ale to tak bardzo miałam ochotę odłożyć książkę i już nie wracać do niej.
„Nikt nie mówi, że życie to bajka. Prawdę mówiąc, jego kolory często bledną i znikają, ale zawsze trzeba iść dalej, nie bacząc na chwilowe zatracanie się barw. One prędzej czy później nabiorą intensywności i sprawią, że znów będziemy szczęśliwi".
Książka rozpoczyna się z przytupem, matka głównej bohaterki umiera podczas najazdu Szarych Kapucynów. Zoranna to szesnastoletnia dziewczyna, która po śmierci matki udaje się wraz ze swoim ojcem w podróż, by poznać prawdę o sobie. Nad Kwiecistym Jeziorem nasza bohaterka dokonuje przemiany, od tej pory zostaje Jeziorną Łuczniczką. Oddaje swoją Szarość Duchowi Lobelii by przyjąć Kolorową Aurę. Podczas swojej podróży młoda łuczniczka poznaje ekscentryczną Cessi, która również jest Łuczniczką, łączą swoje siły by pokonać wspólnego wroga. Ich wspólnym wrogiem jest cały Klasztor Szarych Kapucynów, który dąży do wybicia wszystkich Jeziornych Łuczników. Czy dziewczęta poradzą sobie z tak trudnym zadaniem?
„Jeżeli kiedyś w miejscu dzisiejszego cmentarza powstanie jezioro, a w jeziorze tym urośnie kwiat Lobelii, ten obudzi jej ducha i Aura odrodzi się na nowo...”
Zacznijmy od plusów książki, ponieważ jak pisałam wcześniej, nie jest ona bezgranicznie zła. Świat stworzony przez Mateusza Szmytke jest bardzo ciekawy. Zostaje nam przedstawiona Planeta Matka, rządząca się własnymi prawami i własną religią i to nie jedną. Autor w kreatywny sposób połączył religię katolicką z magią i duchami. Kolejnym plusem jest okładka, jako sroczka okładkowa uważam, że jest piękna i klimatyczna. Bohaterowie są napisani w bardzo ciekawy sposób, są charakterystyczni i wielobarwni. Styl pisania autora również jest dobry, książkę czytało się szybko, dosłownie ślizgało się po tekście. Uważam, że płynność tekstu zawdzięczamy licznym dialogom i zaklęciom wplecionym w tekst. Mimo tak licznych plusów nie potrafiłam się zagłębić w świat Lobelii. Zaczynając książkę byłam naprawdę mocno podekscytowana, opinie o książce w większości są bardzo dobre. Po kilkudziesięciu stronach byłam pewna, że coś jest ze mną nie tak. Może zmęczenie, może wypalenie mnie dopadło, więc odłożyłam czytanie na później by podejść do książki sprawiedliwie. Zrobiłam tak dwa razy i za każdym razem czułam się nieswojo czytając tę książkę. Bardzo ciężko mi określić co mi nie pasowało, myślę że po prostu nie jest dla mnie. Jestem osobą, która nie daje za wygraną tak szybko, więc uważam, że w przyszłości jeszcze sięgnę po „Lobelię” i sprawdzę czy dojrzałam do twórczości autora.