„Zjawiamy się na ziemi, żeby doświadczyć tego, co niesie życie, i nauczyć się być istotami pełnymi współczucia i miłości. Często dokonujemy wyborów, które wywierają wpływ nie tylko na naszą przyszłość"**
Życie nie zawsze układa się tak jak by się tego chciało. Po chwilach radości przychodzi czas na smutek, by za chwilę znowu się cieszyć. Zazwyczaj dzieje się tak gdy mimo upadku potrafi się wstać, wyciągnąć lekcje z tego co się przeżyło i nauczyć się z niej korzystać. To bardzo przydatna umiejętność, inaczej mimo parcia do przodu coś blokuje dalsze normalne funkcjonowanie…
Dwie historie, które łączą się w całość. Lato, 1996. Floriana, jest dziesięcioletnią dziewczynką, którą porzuciła matka, a ojciec jest pijakiem. Co dziennie chodzi obserwować jedną z toskańskich willi, która ją oczarowała. Zawsze gdy ją obserwowała wyobrażała sobie, że w niej mieszka, jest bogata i może przechadzać się po tych pięknych ogrodach. Pewnego dnia na tych obserwacjach przyłapuje ją Dante, syn właścicieli. Oprowadza ją po posiadłości i od tego momentu rodzi się między nimi przyjaźń, która parę lat temu przeistacza się w bardziej gorętsze uczucie. Pod wpływem emocji przekraczają granice, która może wszystko zniszczyć. Tymczasem w roku 2009, Marina, właścicielka hotelu, który kiedyś był piękną rezydencją, próbuje zapobiec bankructwu, które jej grozi. Aby zachęcić potencjalnego gościa do przybycia do hotelu zatrudnia artystę malarza. Na te stanowisko zgłasza się niejaki Rafael, który ma też swoje powody by znaleźć się w tym miejscu. Marina prócz problemów z hotelem musi uporać się z przeszłością oraz przybraną córką, która jej nie cierpi. Jak historia Floriany i Mariny może mieć wspólne zakończenie i czego szuka tutaj Rafael?
Z twórczością Montefiore zetknęłam się pierwszy raz mimo tego, że wiem iż ma na swoim koncie kilka powieści. Jakoś do tej pory nie ciągnęło mnie do jej książek, ale gdy ukazał się „Dom nad morzem” coś mnie w nim zaciekawiło. Z pewnością był to fakt, że rzecz dzieje się w Toskanii, lubię czytać o tym malowniczym miejscu. Uwielbiam połączenie zagadek, tajemnic oraz wielkiego uczucia, które obiecywano w tej publikacji. Z lekkimi obawami zabierałam się za czytanie, ale teraz z czystym sumieniem mogę napisać, że książka była bardzo dobra.
Montefiore z miejsca zachwyciła mnie tym jak pisze. Sprawiła, że od pierwszych stron przepadłam i dałam porwać się urokowi tej powieści. Piękne opisy miejsc, w których dzieje się akcja sprawiały, że bez problemy stawały mi przed oczami obrazy i ludzie, dzięki czemu czułam się jakbym w nich była. Były one w sam raz, ani za długie, ani za krótkie dzięki czemu czytanie się nie dłużyło i sprawiało przyjemność. Rewelacyjnie ukazała emocje, które towarzyszyły postacią. Ubierała w słowa, które potrafiły mnie poruszyć i mimo tego, że takich historii jest na pęczki nie odczułam jakiegoś „przemęczenia materiałem”. To już było, ale zostało napisane w taki sposób, że wciąga jak najlepsza powieść o miłości omawiana jakby pierwszy raz. W swojej najnowszej powieści umieściła pełno zagadek i tajemnic. Nie wyjaśnione sprawy kładły się cieniem na życie samych zainteresowanych i tylko szczera rozmowa mogła to zmienić. A czasem szczerość jest trudna i bolesna. Trzeba do niej dojrzeć i być pewnym tego, że ją udźwigniemy.
Autorka ujęła mnie również tym jak wykreowała postacie, które były bardzo rzeczywiste. Widać, że każdemu starała się nadać osobowość i charakter. Dzięki temu miałam okazję spotkać przeróżne osobowości z ich wadami i zaletami. Z miejsca zdobywali moją sympatię i nawet ci z humorkami wywoływały we mnie pozytywne emocje. Co najważniejsze poczynania głównych bohaterów nie są wcale takie proste do przewidzenia, no przynajmniej początkowo, co bardzo mi się podobało. Każdy miał jakąś rolę do odegrania i one się ze sobą łączyły w spójną całość. Nikt nie był pominięty czy też zbytnio niedopracowany. Jest tak jak lubię.
Muszę szczerze przyznać, że nie sądziłam iż książka Montefiore tak bardzo i się spodoba. Zostałam oczarowana słownictwem, bohaterami, opisem miejsc no i rzecz jasna samą fabułą. Z zaciekawieniem śledziłam losy Floriany i Dantego oraz Mariny i jej rodziny. Losy tych ludzi podobały mi się tak samo i za każdym razem czekałam niecierpliwie na kolejne rozdziały mówiące o nich na przemian. Jak już wspominałam bohaterów i wraz z nimi przeżywałam ich wzloty i upadki oraz cicho im kibicowałam, aby wszystko poszło dobrze. Historia wywołała we mnie przeróżne emocje, od wzruszenia, złości j niedowierzania po śmiech, radość i zrozumienie. Choć już w połowie zaczynałam się domyślać zakończenia było ono dla mnie nie małym zaskoczeniem. Dzięki temu uważam, że „Dom nad morzem” okazał się strzałem w dziesiątkę.
Na koniec pozostaje mi tylko polecić najnowszą książkę pani Montefiore. Zapewniam, że ta napisana z pomysłem opowieść przypadnie do gustu zwolennikom romansów z domieszką tajemnic i niedomówień. Opisana pięknym i nie skomplikowanym językiem.
*str. 220
**str. 335