„Aleja Bzów” Aleksandry Tyl to powieść z gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych nie można natomiast, co mówię z wielką radością, zaliczyć jej do grona banalnych.
Opowiada historię Izabeli, młodej kobiety, tzw. singielki. Mieszka w stolicy i próbuje sobie jakoś dać radę w życiu. Nie chce grać nieczystymi kartami i dlatego jest jej bardzo ciężko. Próbuje w swoim życiu skupić się na prawdzie i zasadach lojalności. Nie potrafi wbić się w pospolity „wyścig szczurów” pomimo, że jej ambicje są dość wygórowane. Chciałaby objąć stanowisko szefa działu redakcji czasopisma kulturalnego „OKO”, w którym jest do tej pory po prostu dziennikarką. Dąży do celu pokonując w międzyczasie sporo przeciwności losu. Życie jednak nie szczędzi jej także niespodzianek, tych miłych oczywiście. Poznaje zupełnie niechcący i w niezbyt sprzyjających okolicznościach swoją sąsiadkę Monikę, samotnie wychowującą córeczkę. Z ich pozornie nic niezapowiadającej znajomości wywiązuje się całkiem ciekawa przyjaźń przynosząca nie wymierne korzyści dla obu pań a nawet dla trzech pań, bo nie można zapomnieć o małej Oliwce.
Autorka nie zapomina o wątku romantycznym, oczywiście on też się pojawia …. Nie, nie jest to typowe poznali się i żyli długo i szczęśliwie, nie, nie! W tym przypadku ukazana jest siła faktycznego uczucia. Krok po kroku jesteśmy świadkami jak uczucie zaczyna kiełkować, a następnie jak rozwija się i nabiera kolorów. Uwielbiam taki rozwój sytuacji. Nie jest cukierkowo i mdło, pomimo świadomości, że przecież musi tam w końcu zaiskrzyć pozostaje takie małe uczucie niepewności, a co jeśli autorka inaczej pokieruje życiem bohaterów?
Książka skonstruowana jest w taki sposób, że kolejny strony umykają nie widzieć czemu strasznie szybko. Bohaterowie zarówno Ci grający główne role jak i Ci „stojący z boku” sprawiają wrażenie jakbyśmy ich znali. Mają cechy naszych znajomych z pracy, z ulicy, z osiedla. Są po prostu normalnie. Nie mają wymyślonych problemów, ale takie codzienne i ludzkie, dzięki czemu bardzo szybko zaczynamy razem z nimi wszystkimi żyć i wczuwamy się w ich codzienność. I …. niepostrzeżenie książka się kończy, pozostawiając uczucie niedosytu i tęsknoty za tą cała gromadą ludzi przewijających się po „Alei Bzów”.
Spore wrażenie zrobiła na mnie historia opowiedziana przez panią Aleksandrę Tyl, nie spodziewałam się, że dostanę tak ciekawą opowieść o życiu, o przyjaźni, o dokonywaniu wyborów i wreszcie o miłości …. nie tylko do faceta, ale także do rodziny. Izabela, główna bohaterka darzy ogromnym, ciepłym uczuciem swoją babcię, która nie jest dla niej ciężarem, jak to w większości przypadków niestety jest, ale stanowi dla niej ostoję i wzór.
Jestem pełna podziwu i chylę czoła …. Do naszych rąk Drodzy Czytelnicy trafia kolejna pozycja naszej rodzimej „produkcji”, której z pewnością się nie powstydzimy. Jest napisana zgodnie z naszymi polskimi realiami i może, dlatego jest tak przyjemna w odbiorze? Napawa optymizmem, pozwala wierzyć w przyjaźń, tą prawdziwą przez duże P a przede wszystkim uzmysławia fakt, że jednak warto wierzyć w dobre intencje drugiego człowieka nie doszukując się przy okazji drugiego dna.