Grafomański bubel, jaki nigdy nie powinien był ujrzeć światła dziennego. Całość na poziomie trójkowego ucznia szóstej klasy szkoły podstawowej. Sądząc z ilości błędów, autor nie ma bladego pojęcia na czym polega frazeologia, styl, szyk zdania złożonego czy logika w szczegółach opowiadanej historii. Po przeczytaniu "Mojego domu" można z dużą prawdopodobieństwa założyć, że pan Sablik nie opanował umiejętności czytania ze zrozumieniem na poziomie przynajmniej średnim, w efekcie sam nie wiedział, gdzie popełnił różnego rodzaju błędy. A są ich w powieści setki, porozrzucanych na każdej niemal stronie. Pomimo wylewnych podziękowań dla redaktora w Przedmowie mam wrażenie, że tekst wysłano do druku bez żadnych redakcji i korekt. Ktoś w Czarnej Owcy powinien kazać panu Sablikowi spędzić jeszcze co najmniej rok albo dwa nawet na poprawianiu tekstu, jak najczęściej konsultując zmiany z redaktorem, zanim można będzie rozpocząć choćby wstępne przygotowania do wydania. Niestety, zdecydowano o publikacji licząc zapewne na wsparcie barterowych influencerów oraz naiwność czytelników. Publikacja książki w takiej formie to kompromitacja wydawcy i autora. W tym drugim przypadku sądzę, że kompromitacja niezawiniona, ponieważ pan Sablik najprawdopodobniej nie był świadom niskiej jakości językowej i literackiej tekstu. Sądzę, że głównymi przyczynami takich zaniedbań ze strony wydawcy są pośpiech i zwyczajna chęć zarobienia pieniędzy. Oczywiście, wydawnictwa są przede wszystkim po to, żeby zarabiać, jednak wyobraźmy sobie, np. reakcję klientów, gdyby firma produkująca lodówki wypuściła na rynek towar takiej jakości. Co gorsza, jeśli chodzi o grafomańskie powieści, pan Sablik jest wielokrotnym recydywistą. Wydał już pięć książek i nie nauczył się niczego, jeśli chodzi o pisanie. W każdej znajdujemy podobne błędy językowe i warsztatowe. Żeby się tego dowiedzieć wcale nie trzeba przedzierać się przez całą bibliografię autora "Mojego domu", wystarczy przeczytać jedną lub dwie powieści plus demo pozostałych. Wszędzie to samo.
Lektura "Mojego domu" to przyjemność żadna, chyba, że kogoś bawią czyjeś niezdarne potknięcia, chociaż trudno brać na poważnie wyznanie z jednej z początkowych stron: "lubię ładnie i starannie pisać". Dla większości czytelników jednak taka ilość błędów w książce nie jest powodem do śmiechu. Dla nich "Mój dom" to czas bezpowrotnie stracony.