"To zdumiewające, gdy uzmysłowimy sobie, jak jeden epizod, owe "w tym miejscu o tym czasie", może wpłynąć na całe nasze życie. Ba, może nawet niejako wypchnąć nas poza tor naznaczony dla egzystencji człowieka."
Tytułowa Arlin, to zwyczajna kobieta, wywodząca się z biednej rodziny, która zostaje wciągnięta w wir niezwykłych i niebezpiecznych zdarzeń. Jej życie ulega diametralnej i niezwykłej zmianie, za sprawą spotkania, które miało miejsce przed wieloma laty. Pomoc, jakiej wtedy Arlin udzieliła nieznajomej kobiecie, stała się punktem zwrotnym w życiu głównej bohaterki, choć ona sama wtedy jeszcze o tym nie wiedziała. Arlin staje się uczestnikiem niezwykłych przygód, w których legendy okazują się być prawdziwe, a pradawne zło panoszy się, rozsiewając wszędzie śmierć i grozę. Kobiecie przyjdzie brać udział w walce, która zadecyduje o losach nie tylko jej świata.
Książka Atamańczuka składa się z dwóch opowiadań. (Jak dla mnie był to zabieg zbyteczny.) Pierwsze z nich, noszące tytuł "Książę Cienia", jest swoistym wprowadzeniem do głównej historii, drugie, zatytułowane "Płomień i Mrok", jest jej rozwinięciem i sercem całej opowieści. Oba opowiadania zabierają czytelnika do niezwykłego świata, w którym odwieczną walkę toczą ze sobą dobro i zło, a zwykli śmiertelnicy muszą stawić czoła siłom dla nich niepojętym. I choć nadzieja z każdym dniem gaśnie coraz bardziej, to jak to bywa w klasycznym i jakże lubianym przeze mnie ujęciu fantasy, umiera ostatnia. To ona sprawia, że w najbardziej nawet rozpaczliwej sytuacji człowiek walczy do ostatniego oddechu, gotowy do poświęceń i czynów godnych herosów. Po przeczytaniu pierwszego z opowiadań, czułam ogromny niedosyt, brakowało mi rozwinięcia przedstawionej w nim historii, wgłębienia się w wątki. Jego koniec był dla mnie, jak gwałtowne cięcie nożem i cóż, przyznam, zaskoczyło mnie, że to już, że nic więcej tutaj nie ma. Na szczęście okazało się, że drugie opowiadanie zaspokoiło moją ciekawość czytelniczą, a historia, rozpoczęta w "Księciu Ciemności", ma swój ciąg dalszy. I tym razem opowieść zawarta w "Płomieniu i Mroku" jest bardziej szczegółowa i rozbudza wyobraźnię.
Universum stworzone przez autora choć nieskomplikowane, kryje w sobie więcej niż czytelnik się spodziewa. Postaci, nawet te fantastyczne, zaludniające "Arlin", okazują się być bardzo ludzkie, bardzo bliskie w swoich wyborach, pragnieniach i obawach czytelnikowi. Dzięki temu cała historia opowiedziana na kartach powieści staje się bardziej przekonująca. Tytułowa bohaterka zaraża swoją ciekawością świata, to dzięki niej czytelnik odkrywa dawno zapomniane sekrety i pragnie poznawać wraz z nią nowych ludzi i nowe miejsca. Arlin uczy otwartości na świat. Każdy z bohaterów ma w powieści Adriana Atamańczuka do odegrania swoją rolę i żaden z nich nie został potraktowany po macoszemu, nawet gdy pojawia się na chwilę. Pisarz zachwycił mnie nie tylko kreacją głównych postaci, ale i tych drugo-, czy trzecioplanowych, a nawet tych, które stanowią zaledwie tło.
Powieść napisana jest w większości w pierwszoosobowej narracji i trochę przeszkadzał mi fakt, że w niektórych jej fragmentach ulegała ona zmianie. Wprowadzało to lekkie zamieszanie, choć rozumiem, że zabieg ten miał ukazać czytelnikowi zdarzenia i postaci z szerszej perspektywy. Język powieści bardzo przypadł mi do gustu, choć sądzę, że dla niektórych może być momentami nieco przyciężki, przytłaczający. Według mnie bardzo dobrze pasuje zarówno do klimatu książki, jak i jej bohaterów. Narracja, podobnie jak dialogi, poprowadzone są swobodnie i płynnie. Do tego należy dodać przyciągające uwagę i żywe opisy przyrody i scen batalistycznych. Całość mimo, że nie poraża rozmachem, pokazuje bogatą wyobraźnię autora i przenosi czytelnika we wspaniały świat. Przyznam, że ja czytając "Arlin", czułam jakbym została porwana przez wyraźny, lecz delikatny nurt opowieści, który wytyczany kolejnymi zdaniami spod pióra Atamańczuka, niósł mnie w głąb coraz bardziej intrygującej przygody. Nie chciałam walczyć z tym nurtem, poddawałam mu się z przyjemnością i wiarą, że wraz z końcem książki bezpiecznie przybiję do brzegu.
Atamańczuk udowadnia, że nie trzeba silić się na wymyślną fabułę, że można napisać dobrą powieść fantasy o zdawałoby się oklepanych tematach: wierności, przyjaźni, miłości. I wcale ona nie nudzi. "Bo czyż jest coś wspanialszego niż miłość?"[str. 290], jak zauważa główna bohaterka. "Arlin" pozostanie w mojej pamięci na długo i co najważniejsze, wrażenia, jakie przywołuje, należą do tych pozytywnych.